Rozwój infrastruktury turystycznej
Jak w Białce Tatrzańskiej wyrosła Ameryka
Górale śmieją się do rozpuku, gdy ktoś na tacę wrzuci jednego talarka - przed laty to był majątek, dziś najmniej wypada dać pięć. I przeliczają ile pustaków można było kupić przed laty za sto dolarów, a ile obecnie. „Obecnie” bardzo zmizerniało. Kiedy wartość dolara jeszcze bardziej stopnieje, Amerykanie zniosą wizy dla Polaków – prorokują górale. Choć Ameryka to już dla nich nie taka znów Ameryka jak dawniej, wciąż tam jeżdżą. Tam są często rodziny dalsze i bliższe, to tradycyjny szlak góralskiej wędrówki. Jak widać już nie tylko po dutki, ale i po praktykę. Dzięki kontaktom z USA Władysław Wodziak poznał swe drzewo genealogiczne. Jakim cudem? Pewna Amerykanka polskiego pochodzenia (de domo Wodziak), zainteresowała się losami swych dziadów i pradziadów. Przyjeżdża do Polski, jeździ po urzędach, archiwach, parafiach, i wyszło, że Wodziakowie mieszkali też na Spiszu i na Węgrzech, a drzewo genealogiczne sięga dzięki jej dociekliwości już 1730 roku.
- Ja też mam w domu cenny papier. Zaświadcza, że mieliśmy ziemie w rejonie Morskiego Oka i Pięciu Stawów. Trzymam ten papier schowany głęboko, choć co dziś mi po papierze, skoro tam teraz Tatrzański Park Narodowy? - ubolewa nad stratą Władysław Wodziak.
Górale wypasali w rejonie Morskiego Oka i Pięciu Stawów owce. Do dziś nie mogą pogodzić się z utratą ziemi, którą zabrano im wytyczając park. Obcy próbują czasem podjąć temat, czy ktoś w okolicy nie ma na sprzedaż jakiej działki, ale szybko milkną, słysząc Władysława Wodziaka: - Ziemia jest jak matka, jakże ja bym miał ją sprzedać? (mp)
- «« poprzednia
- następna