Korespondencja z Lublina
Jurorzy o mocnych głowach

Gryczaki i karp z kopciuchy
Lubelski „Festiwal Smaku” zabrał wszystkich jego uczestników w kulinarną podróż po regionie. Zajrzeliśmy do kuchni gospodyń z Woli Gałęziowskiej, gdzie powstają najsłynniejsze pierogi. Byliśmy w Janowie Lubelskim, słynnym nie tylko z gryczaków, ale także karpia z kopciuchy. Panie z Krynic na Roztoczu pokazały, jak robi się pączki nadziewane kapustą. Na stołach nie zabrakło ani prawdziwego, markowego cebularza lubelskiego ani też tatarskiego pierekaczewnika, którego smak oczarował ponoć samego Księcia Karola, wizytującego Kruszyniany.
Targom i prezentacjom regionalnej kuchni na scenie Starego Miasta towarzyszyły konkursy kulinarne. Pierwszy nawiązywał do wielokulturowości regionu. W szranki stanęli reprezentanci 12-u szkół gastronomicznych województwa lubelskiego. Przygotowali nie tylko pierogi, ale także kartacze, gulasze i pieczenie. Każda potrawa miała swoją legendę. Smak oraz opowieść oceniali jurorzy, którym przewodniczył smakosz Piotr Bikont. Bez czarowania odnotujmy, że główna nagroda trafiła do Zespołu Szkół ponadgimnazjalnych w Radzyniu Podlaskim za „jagnięcinę a la Czetwertyński”. Uczniowie umiejętnie połączyli historię znamienitego rodu z ich pasją hodowli owiec. Efekt kulinarny oczarował nawet najbardziej wysublimowane gusta.
Smak 40 trunków
Dla równowagi kulinarnej, rozegrano także konkurs nalewek – tu bezkonkurencyjna okazała się dereniówka Marka Dyrki. (W tym przypadku także nie zazdrościłam komisji, bo… żeby spośród 40-u trunków wybrać ten najlepszy trzeba mieć naprawdę mocną głowę).
Lubelski „Festiwal Smaku” to nie tylko strawa dla żołądka, ale także dla duszy. W czasie imprezy lubelscy malarze tworzyli obraz dedykowany śledziom, a w Muzeum na lubelskim Zamku można było podziwiać wystawę „Smaki Orientu”, o dalekowschodnich inspiracjach artystycznych.
Do wspólnej zabawy i… „wielkiego żarcia” zostali zaproszeni także muzycy. Kapela ze wsi Warszawa nie mogła nachwalić się żuru, serwowanego na lubelskim Starym Mieście. Wiem, bo mnie także muzycy chcieli namówić na strawę. Pogardziłam – bo tak jak najmłodszy członek Kapeli (na oko półtora roku) wybrałam chleb ze smalcem i obowiązkowym – kiszonym ogóreczkiem. Niektóre festiwalowe smaki pozostały w Lublinie. Na inne trzeba poczekać – do przyszłego roku.
Monika Januszek
- «« poprzednia
- następna