Makaron przepadł, dynie też, choć ozdobne
Choinka ślężańsko - turystyczna

Stawiamy na tradycję. Bo tradycja święta rzecz. I dobrze się sprzedaje także w turystyce. Dlatego do łask wracają choinki przybrane ozdobami wykonanymi własnoręcznie. Takie najwyżej oceniło jury 11 grudnia w Sobótce koło Wrocławia na czwartym już Ślężańskim Festiwalu Rzemiosł, Rękodzieła i Produktu Regionalnego.
Zdyskwalifikowano nawet ozdoby z dyni ozdobnych, bo nie rosły dawniej w polskich ogrodach przydomowych. Aniołek z plastiku? Toż to jawny grzech przeciwko polskiej tradycji. Od razu minus. Ozdoby z makaronu najpierw się spodobały, ale jedna z jurorek zaoponowała, bo zwietrzyła podstęp. Numer z makaronem zna ze swych czasów szkolnych. Takie ozdoby na choinkę robili ci, którzy nie mieli czasu na zrobienie ozdób z prawdziwego zdarzenia lub ci, którzy się lenili. Wystarczyło makaron pomalować. Makaron więc też przepadł.
Panie z Kotowic koło podwrocławskich Siechnic pokazały choinkę, jak z lat 60. minionego wieku. Biednie wtedy było, więc choinka nie wzbudziła zachwytu, choć mieściła się w kanonie tradycji.
Serca jury podbiła babcia z wnuczkami. Babcia pochodzi z dawnych Kresów wschodnich Polski, jest pełna wigoru, ma złote ręce. I trzy wnuczki, które pomagały jej robić ozdoby. A w polskiej rodzinie drzewiej przecież tak bywało, że ozdoby na choinkę robiło się własnoręcznie, przez całą rodzinę. Tak babcia Krystyna Iwańska z Jezierzyc w gminie Jordanów Śląskich zdobyła I miejsce, otrzymała dyplom i nagrodę rzeczową. A potem pozowała do zdjęć, ubrana w strój ludowy, wraz z wnuczkami, które przybrały anielskie odzienie.
Rajsko-anielska impreza w Sobótce, której celem jest m.in.. aktywizacja turystyczna mikroregionu Masywu Ślęży, doszła do skutku dzięki Lokalnej Grupie Działania i Stowarzyszenia „Ślężanie”, którym kieruje Elżbieta Pasławska z Sobótki.
Marek Perzyński