Festiwal z szacunku do matki ziemi
Gdyby przyjąć, że największym grzechem współczesnego człowieka jest to, że zapomniał, iż jest częścią przyrody, to Terra Madre Slow Food Festival (Kraków, 11-13 grudnia) był udaną próbą odkupienia tej winy.
W jednym z najnowocześniejszych obiektów publicznych Krakowa, jakim jest Centrum Kongresowe ICE, odbywały się już prestiżowe, międzynarodowe konferencje i występowali światowi artyści. Oddanie tych przestrzeni imprezie slow-foodowej i zapełnienie jej płodami ziemi jest znamiennym połączeniem nowoczesności z tym, co najbliższe naturze. I taka była idea festiwalu – zbudować pomost między wsią a miastem, rolnikiem, przetwórcą i konsumentem.
Wieś przyjeżdża do miasta
Prawie 200 wystawców przywiozło produkty, które pokazują bioróżnorodność Terra Madre – Matki Ziemi. Były tradycyjne odmiany jabłek, miody, sery, przetwory warzywne i owocowe, oleje i oliwy, pachnące chleby, mąki i kasze, naturalne soki i wina. Firmy, które je wytworzyły, wyrosły często z pasji ich właścicieli, którzy o swoich produktach i ich historii mogą opowiadać godzinami. Dostępny na jednym ze stoisk doskonały olej rzepakowy Marka Hałata tłoczony był z pokolenia na pokolenie na potrzeby bliskich i rodziny. Nieco dalej zadziwiające kompozycje octów winnych (np. z kwiatów czarnego bzu) oraz sosy chrzanowe i musztardy historyczne, produkowane według receptur z XVII i XVII wieku, też miały początek w domowych przetworach, robionych przez Józefa Siadaka. – Najpierw robiłem dla znajomych: przysmak chrzanowy, mus mirabelkowy, sok z dzikiej róży, konfiturę z płatków róży i inne autorskie kompozycje. Aż namówiono mnie, żebym pokazał je na Festiwalu Smaku w Grucznie. Dołączył do mnie syn Adam, i to był początek „Specjałów spod Strzechy” – opowiada Siadak. Na stoiskach z wyrobami mięsnymi wyróżniał się Walenty Kania ze swoją „Kuchnią dla odważnych”, serwującą podroby. Wśród odwiedzających festiwal pełen przekrój wieku i zainteresowań. Byli restauratorzy, blogerzy kulinarni, smakosze i po prostu ludzie, którzy utożsamiają się z ideą świadomego czerpania z darów natury. – Idea slow food jest mi bliska – mówi Paulina, menedżerka jednej z krakowskich księgarni. – Jedzenie kupowane w sieciach handlowych już dawno straciło smak. Staram się kupować u lokalnych producentów i wykorzystuję okazje takie jak ta, by uzupełnić zapasy i poznać nowe smaki.
Ola, dziennikarka, dodaje: – Mam za sobą fazę bardzo złego myślenia o tym, co człowiek robi z miejscem, w którym żyje. Jestem po lekturze Farmageddonu Lymbery’ego, który opisuje, jak wielkoprzemysłowe rolnictwo zabija, w sensie niemal dosłownym, przyrodę. Takie imprezy, jak Terra Madre, przywracają mi wiarę w człowieka. Ludziom, którzy w swoich małych lokalnych środowiskach produkują zdrowe rzeczy, z poszanowaniem przyrody, należy się szacunek. Boję się jednak o to, czy mają oni szansę w zderzeniu z wielkoprzemysłowym chowem bydła, czy z potężnymi monokulturowymi uprawami owoców i warzyw.
Od przybytku głowa nie boli
Festiwal miał tak wiele atrakcji, że trudno było za nimi nadążyć. Pokazy kulinarne, laboratoria smaku, spotkania przy winie, debaty i spotkania, kolacje w mieście. Sobotnie pokazy kulinarne upłynęły pod znakiem ryby. Jacek Krakowiak, szef kuchni Hotelu Aquarius w Kołobrzegu, oraz Krzysztof Żurek, szef kuchni restauracji Trzy Rybki w krakowskim Hotelu Starym, podążali tropem pstrąga i troci wędrownej. Rafał Niewiarowski z restauracji Dym na Wodzie w Ustce połączył swojego dorsza bałtyckiego z... krowim ogonem, przygotowanym przez Adama Chrząstowskiego z krakowskiego Ed Reda. Tuż po nich szefowie kuchni Janusz Fic (Dwór Sieraków) oraz Dominik Narloch (Herbarium Hotel & Spa) pokazali, że karp wigilijny nie musi być tradycyjnie smażony. Również w sobotę, w Laboratoriach Smaku, w ramach cyklu „Zrób to sam” uczono pieczenia chleba i robienia nalewek oraz domowych wędlin, a w ostatnim dniu festiwalu snuto opowieści o kuchni tatarskiej, azjatyckiej i żydowskiej. W innych salach cały czas toczyły się spotkania dla miłośników winiarstwa połączone z degustacjami win. O swoich ulubionych winach opowiadali polscy sommelierzy, ale też znane osobistości, prezesi dużych firm i artyści. Można było też dowiedzieć się, jak wygląda praca kulinarnego krytyka Wojciecha Nowickiego oraz obejrzeć nowe odcinki kulinarnych podróży Roberta Makłowicza. A wieczorami życie przenosiło się z Centrum Konferencyjnego ICE do miasta. W kilkunastu najlepszych restauracjach (Hotel Stary, Ed Red, Wierzynek, Lipowa 6F Slow Wines, Miodova, Biała Róża, Qualita, Dwór Sieraków, Tap House i M22) najznamienitsi szefowie kuchni przygotowali kulinarną ucztę.
Na stoisku konsorcjum Szlaki Kulinarne doskonale zaprezentowała się jeden z jego członków – Sądecka Organizacja Turystyczna reprezentowana przez uczestników specjalistycznego produktu Małopolska Wieś Pachnąca Ziołami, który tworzą Villa Akiko – Akiko Miwa z Harklowej oferująca produkty lokalne między innymi poduszki z lawendy i łupin gryczanych, soja z wodorostem i warzywami, warzywno-ziołowe sushi, haftowane bambosze dla dzieci, preparaty ekologiczne z mikroorganizmami EM; Julia Anna Gas „Łopusze” z Żegociny ze świecami o różnorodnych zapachach ziołowych z manufaktury ziołowej; Maria Karaś z „Artystycznej Zagrody” w Porębie Spytkowskiej z rękodziełem, haftowanymi woreczkami lawendowymi, herbaciarkami, deskami z motywem ziół; Jacek i Irena Świcarz z Suchej Strugi „Górska Chata Cyrla” z rydzami marynowanymi na miodzie z ziołami, prawdziwkami suszonymi. Z kolei Czesława Adamik i Elżbieta Mołda z Sądeckiego Bartnika, gospodarstwa ze szlaku Małopolskiej Wsi dla Seniorów oraz szlaku Dziedzictwa Kulinarnego małopolski promowały miody naturalne, świece woskowe oraz wypieki własnej restauracji „Bartnej Chaty, serników z sera koziego, miodowników, dekorowanych świątecznie pierników. Wioletta Adamczyk z Krakowskiej Izba Turystyki prezentowała wydawnictwa promujące „Karnawał Smaków – Kraków – Małopolska”, Żywe Muzeum Obwarzanka, wykaz miejsc ze wskazaniem możliwości smakowania małopolskich kulinariów. Dużym zainteresowaniem cieszyły się wydawnictwa specjalistycznych produktów Małopolskiej Agroturystyki. Małopolskiej Wsi dla Dzieci, Małopolskiej Wsi dla Seniora i Małopolskiej Wsi w Siodle, w których gospodarze prowadzą kuchnie z wykorzystaniem produktów lokalnych z tradycyjnych i ekologicznych upraw.
Tradycja naszym skarbem
Ideą Slow Food Polska, organizatora targów, jest, aby jedzenie było „dobre, czyste i sprawiedliwe”. Miliony członków ruchu slow food na świecie wierzą, że są narzędziem zmian, oraz że ich codzienne wybory tego, co kupują i jak myślą o jedzeniu, mają wpływ na to, w jaki sposób żywność jest wytwarzana i dystrybuowana. Slow food odkrywa smaki, zwraca uwagę na bioróżnorodność i na przyjemność czerpaną z jedzenia. Odkrywa także i docenia lokalne produkty.
– Po pięćdziesięciu latach komuny ludzie wracają do poczucia, że są nie tylko Polakami, ale ludźmi osadzonymi w konkretnych regionach. Mogą powiedzieć: jestem z Roztocza, jestem z Podhala, jestem z Kaszub. To znaczy, że zaczęli myśleć o swoich małych ojczyznach – mówi Jacek Szklarek, prezes Slow Food Polska. – Często się nam dzisiaj wmawia, że powinniśmy zmieniać świat. Świata nie zmienimy, ale możemy zmieniać to terytorium, po którym codziennie się poruszamy. Powoli widać, że ludzie zaczynają tak myśleć. Żeby się nie przejmować całym światem – historiami, sensacjami, morderstwami, powodziami, wojnami, do których przyzwyczaiły nas media informacyjne. Może nas jako ludzi niszczyć, przygnębić, odebrać radość życia i chęć robienia czegokolwiek. Uważam, że jest to bardzo niebezpieczne. Dlatego rzeczywiste osadzenie człowieka powinno być w jego małej ojczyźnie, na którą ma wpływ. I o tym, jako organizacja Slow Food, mówimy. Widzimy, że polska gastronomia zaczęła wracać do polskich produktów i że przestała się ich wstydzić. To wielki sukces i radość, że ludzie którzy przyjeżdżają do Polski z zagranicy, postrzegają naszą gastronomię jako ciekawą. Mamy wiele dziedzin, którymi możemy się pochwalić, choćby zupy, runo leśne, które potrafimy przetwarzać, nalewki, które w takim asortymencie i wielorodności nigdzie na świecie nie w występują, czy miody pitne – też polska specjalność. Mało kto wie, że Pasieka Jaros to miodosytnia numer jeden na świecie, najbardziej utytułowana.
Czym skorupka za młodu
Smaki dzieciństwa pozostają w głowie na zawsze. Coraz trudniej o te smaki, gdy jesteśmy otaczani plastikowym jedzeniem. Dlatego część dorosłych wykorzystała festiwal do zaznajomienia swoich dzieci z tradycyjnymi smakami. To dla nich została stworzona specjalna przestrzeń, gdzie miały szansę wypróbować jak smakuje na przykład... wąż morski. Dzieci piekły także pierniczki, lepiły rogale, wyrabiały chleb i same doprawiały kozie twarogi. Oprócz tego były zabawy w duchu eko i fair trade. Najmłodsi uczestnicy Terra Madre budowali zamki i rakiety z tekturowych elementów, robili świąteczne ozdoby i szyli potwory na zimowe wieczory, a w kąciku jogi wyginali swoje wiotkie ciałka w kota, psa i kobrę.
Fakt, że partnerem strategicznym Terra Madre zostało Miasto Kraków i Krakowskie Biuro Festiwalowe, dobrze wróży rozwojowi imprezy. – W naszym portfolio brakowało imprezy o charakterze kulinarnym – przyznaje Izabela Helbin, dyrektorka KBF. – Teraz już jest i tylko czekać, aż wpisze się na stałe w kalendarz najważniejszych imprez gastronomicznych nie tylko w Polsce, ale i w Europie.