W Gorzanowie - na krańcu Dolnego Śląska
Jak dwoje zapaleńców pałac z ruin podnosi ku ogólnemu pożytkowi
Na naszych oczach dzieje się rzecz niezwykła. Dwoje ludzi z Wrocławia remontuje oddalony od ich domu o dwie godziny jazdy samochodem pałac w Gorzanowie (ziemia kłodzka, południowy skrawek Dolnego Śląska), żeby zrobić w nim Akademię Wolnego Czasu. Potrzebują tygodniowo na remont 50 tys. zł. Zaczęli prace rok temu, a pierwszy etap mają już za sobą - 21 września zorganizowali Święto Zegara, żeby ten etap podsumować. Zaprosili całą wieś. Przyszło kilkaset osób. Były śpiewy chóru, występy teatru ognia, pierogi od gospodyń domowych i… mieszane uczucia.
Mieszane uczucia miałem ja. Zastanawiałem się ile z osób, które świetnie się na tej imprezie bawiło i zagrzewało właścicieli pałacu do jego remontu, przyczyniło się bezpośrednio do jego dewastacji. Wszak jeszcze w latach 70. ubiegłego stulecia był on w stanie doskonałym: miał malowidła, zdobne sufity, dekoracje, podłogi, zachwycano się salą teatralną, w której w XIX w. wystawiano m.in. Szekspira, Goethego. Rezydencja, jak się patrzy. Tylko mieszkać. I był częściowo zamieszkany. Studenci historii sztuki przyjeżdżali, żeby zobaczyć, jak wygląda renesansowe założenie pałacowo-parkowe. Dlaczego tutaj? Bo wiele pałaców przebudowano w okresie baroku i później, a Gorzanów zachował renesansowy wystrój i układ przestrzenny. Rzadkość na Dolnym Śląsku.
Po tym, jak władze Bystrzycy Kłodzkiej pałac sprzedały prywatnej osobie, było tylko gorzej. Owszem, dalej był zamieszkały (częściowo), ale niszczał. Szabrownicy stale tu zaglądali. Właściciel zachowywał się zaś tak, jakby go jego własność nie interesowała. Najpierw pierwszy, a potem kolejny. Najbardziej żal desek z renesansowymi malowidłami. Da się je odtworzyć, ale co oryginał, to oryginał.
Do Gorzanowa Marka Haisiga (kulturoznawca, biznesmen, wrocławianin) i jego życiową partnerkę Alicję Siatkę (historyk sztuki, specjalistka funduszy unijnych) ściągnęły apele internautów, żeby Gorzanów ratować. Gdy zobaczyli, w jakim pałac jest stanie, zaczęły ich boleć serca. Szukali właśnie obiektu na Akademię Czasu Wolnego (centrum warsztatów artystycznych, miejsce organizacji konferencji naukowych i kulturalnych), ale tak dużego pałacu na ten cel nie potrzebowali. Zdecydowali się jednak na Gorzanów. - Uratujemy ten obiekt - postanowili. To był cud. Wiele osób pałac w Gorzanowie spisało bowiem na straty, bo to kolos: ma ponad sto komnat, w sumie około 6 tys. m kw. powierzchni i popadał w ruinę. Na remont potrzeba gigantycznych pieniędzy i wiele samozaparcia. Potrwa około 10 lat, choć we wsi mówią, że 30 lat nie starczy.
Ale pierwsze efekty już są. Wzmocniono konstrukcję budynku, położono nowy dach, wykarczowano chaszcze w parku - dawniej pięknym, co widać na archiwalnych pocztówkach. Pozbierano połamane fragmenty dekoracji i złożono w kilku komnatach.
- Złożymy to wszystko, jak puzzle. Będzie zachwycało - zapewnia Alicja Siatka.
W kolejce do konserwatorów stoją też polichromowane stropy (piękne, czysty renesans), które trzeba nie tylko zakonserwować, ale i wzmocnić, oraz malowidła w kilku pomieszczeniach ukryte pod wieloma warstwami farby.
To wszystko będzie można oglądać - w części komnat powstanie Muzeum Hrabstwa Kłodzkiego. Eksponaty już są zbierane. Kopie planów pałacu Gorzanów przekazał jego właścicielom podczas Święta Zegara Robert Duma, szef Towarzystwa Miłośników Gorzanowa (otrzymał je niedawno za darmo od pewnego człowieka).
Zegar zabił dokładnie o godz. 20.00 w momencie, gdy Robert Duma przekazywał właścicielom pałacu tubę z kopiami planów i akurat wypowiedział słowa: „Nadszedł właśnie ten czas…”. Traf? Przypadek? A może zrządzenie Opatrzności? Robert Duma zdania nie dokończył. Wraz z zakończeniem bicia zegara zerwała się burza oklasków, zabrzmiał hejnał i „Oda do radości”.
Właściciele pałacu starają się teraz o dofinansowanie m.in. z funduszy norweskich. To duże pieniądze. Jeśli się uda je zdobyć, jest szansa, że pierwsi zwiedzający zobaczą odrestaurowane komnaty już wkrótce.
Marek Perzyński