Przewodnicy turystyczni Wrocławia dostali pretekst, żeby opowiadać o legendarnym „Wujku”
Jakie życie, taka tablica

Oddał biednemu studentowi buty, które sam dostał. I dalej chodził w dziurawych. Oddałby nawet ostatnią koszulę, bo co to przy ofierze 11 nazaretanek, które oddały za niego życie w 1941 r. Cały „Wyjtek”. Czyli ks. Aleksander Zienkiewicz, legendarny duszpasterz akademicki Wrocławia. Święty człowiek, uważają jego wychowankowie. Ale Kościołowi potrzebny jest cud, żeby to stwierdzić.
Proces beatyfikacyjny ruszył 20 listopada br. Następnego dnia przy ul. Katedralnej 4, gdzie „Wujek” mieszkał i prowadził duszpasterstwo, odsłonięto tablicę pamiątkową. Dobry pretekst dla przewodników, żeby opowiedzieć o „Wujku” turystom.
I o kościelnych procedurach, które są skomplikowane. W przypadku procesu beatyfikacyjny też tak jest. Najpierw powołuje się trybunał. Na szczeblu diecezjalnym. Jego członkowie są jak niewierny Tomasz. Prześwietlą każde zdanie, które ks. Zienkiewicz wypowiedział, napisał, sprawdzą, co mówią o nim świadkowie jego życia. Sprawdzą, czy nie ma w życiorysie plam. Ale będą szukać świadectw świętości. Wezwano wiernych, żeby je zgłaszali. Dotyczących życia, prowadzonej działalności i oznak kultu.
Skromny ksiądz bardziej popularny niż gwiazdy estrady
A ks. Zienkiewicz postacią kultową we Wrocławiu jest. Nawet po śmierci wygrywa plebiscyty na najpopularniejsze postaci. Choć nie był żadną tam gwiazdą. Wytarta sutanna, szary paltocik. Za to z wielkim bagażem miłości, którą otaczał każdego człowieka. Wpajał studentom, że miłości trzeba się uczyć. Bo to też sztuka. Napisał o tym książkę. I pokazywał każdego dnia, jak to, o czym mówi, należy realizować. Jego drzwi praktycznie się nie zamykały. Odetchnął, gdy wprowadzono stan wojenny, bo przyniósł też godzinę milicyjną. O 20.00 ruch na ulicach zamierał.
Żartował, że to nie takie złe, bo dzięki temu może wreszcie trochę poczytać – przypomniał podczas odsłonięcia tablicy jeden z wychowanków „Wujka”, ks. Mirosław Drzewiecki, poeta, proboszcz na Zalesiu, zamieszkałym w większości przez wrocławską inteligencję (profesura, lekarze, pisarze).
Wpis o chrzcie Adama Mickiewicza
Tablicę ufundował jeden w wychowanków „Wujka” (chce zachować anonimowość), w jego setną rocznicę urodzin z okazji otwarcia procesu beatyfikacyjnego. Odsłonili ją jej wykonawca, projektantka i Teresa Rybij, najmłodsza siostra ks. Zienkiewicza, wrocławianka (starsza mieszka poza Wrocławiem). O jej poświęcenie poproszono bp. Józefa Pazdura, seniora. Znał ks. Zienkiewicza, jest tak lubiany, jak on był. „Dziękuję, proszę, przepraszam”, uczy biskup na każdym kazaniu. Na mszy w intencji rychłej beatyfikacji ks. Zienkiewicza, której przewodniczył w kościele na Piasku, przed osłonięciem tablicy pamiątkowej, kazanie wygłosił jednak ks. Mirosław Drzewiecki, co zrozumiałe, skoro to wychowanek „Wujka”. Przypomniał organizowane przez ks. Zienkiewicza seminaria, liczne spotkania i Tygodnie Kultury Chrześcijańskiej, które zainicjował. Za „Encyklopedią Wrocławia” warto dodać, że to jemu zawdzięczamy wywiezienie z Nowogródka księgi chrztów z oryginalnym wpisem potwierdzającym udzielenie tego sakramentu Adamowi Mickiewiczowi. Wraz z ks. Zienkiewiczem w 1946 r. trafiła w obecne granice Polski.
Tablica z kodem
Tablica jest piękna. Ze sławniowickiego marmuru. Z tego samego, z którego zrobiono ambonę w katedrze na wrocławskim Ostrowie Tumskim. Szarego koloru z niebieską poświatą. Świetny materiał, bardzo plastyczny, zachwyca się autor tablicy, Radosław Keler, rzeźbiarz z wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych. Zebrał pochwały, od razu widać, że artystyczna robota. Z przesłaniem, o co postarała się projektantka tablicy, architekt Maria Garncarz.
Formą tablica nawiązuje do barokowej elewacji budynku, na którym zawisła. Jest plastyczną próbą oddania istoty tego, co stanowiło o wielkości i świętości „Wujka”.
Jej serce, opatrzone inskrypcją, ma kształt heraldycznej szlacheckiej tarczy – to odniesienie do heroiczności cnót Sługi Bożego ks. Aleksandra Zienkiewicza, jego szlachetnego charakteru i wielkiej osobowości, które ujawniały się w głębokiej wierze i czci Boga i Matki Najświętszej, w szacunku dla człowieka, nieprzeciętnej osobistej kulturze, delikatności, mądrości i umiłowaniu Ojczyzny.
Jedenaście róż i kir symbolizują złożoną dobrowolnie ofiarę błogosławionych sióstr nazaretanek – męczenniczek z Nowogródka, które z miłości do Boga i ludzi uratowały również życie swojego kapelana (był nim ks. Zienkiewicz).
Stuła, oznaczająca osobę i kapłaństwo ks. Aleksandra, u góry spięta jest kamienną klamrą z kirem usłanym różami, bo ze świętej ofiary uczynionej przez siostry wypłynęła świętość „Wujka”. Od tamtego wydarzenia wszystko, co uczynił w swoim heroicznym oddaniu Bogu i ludziom, stanowiło wyraz wdzięczności i wielkiego zobowiązania Stwórcy za uratowane życie i darowany czas, którego – jak sam powiedział – „ani kruszyny nie wolno mi utracić”. Na dole stuła, niczym troskliwe dłonie ks. Zienkiewicza, w które wypłakiwali się często studenci, obejmuje emblemat Centralnego Ośrodka Duszpasterstwa Akademickiego „Czwórka” (każdy, kto się z nim zetknął, wciąż nosi poczucie miłości, którą otaczał ludzi, zwłaszcza swych wychowanków).
Krzyże na polach stuły symbolizują Chrystusa, na którego „Wujek” przez całe swoje życie – a nawet jeszcze w duchowym testamencie – wskazywał jako na źródło Najwyższego Dobra i Miłości oraz uczył, jak Mu bezgranicznie zawierzyć.
Do nieba poszły hurtem. Jak żołnierze z Westerplatte
Siostry nazaretanki, które oddały życie ks. Zienkiewicza, są już na ołtarzach. Papież Jan Paweł II beatyfikował je 5 marca 2000 r. Zostały rozstrzelane 1 sierpnia 1943 r. przez hitlerowców. W lesie, około 5 km od Nowogródka. Okupanci zabili też wielu innych Polaków z Nowogródka i okolic. Mścili się za to, że polska i sowiecka partyzantka zajęła miasteczko Iwieniec. W pierwszej kolejności zabili czterech polskich księży. „Mój Boże, jeżeli jest potrzebna ofiara z życia, niech raczej nas rozstrzelają aniżeli tych, którzy mają rodziny -– modlimy się nawet o to” – usłyszał ks. Zienkiewicz od s. Stelli, gdy terror osiągnął apogeum. Potem zaś, gdy ukrywać się musiał też ks. Zienkiewicz, powiedziała: „Boże, mój Boże, ksiądz kapelan jest o wiele potrzebniejszy na tym świecie niż my, toteż modlimy się teraz o to, aby Bóg raczej nas zabrał niż księdza, jeżeli jest potrzebna dalsza ofiara”. 31 lipca 1943 r. wezwano je na komisariat, aresztowano w drodze, następnego dnia już nie żyły.
„Oriens” wciąż działa
Ks. Zienkiewicz wrócił do Nowogródka dopiero po wyjściu Niemców, doprowadził do ekshumacji sióstr, które pochowano koło kościoła farnego, którym się opiekowały. Musiał wyjechać z Kresów po wojnie, taki polski los. Ale o Kresach nigdy nie zapomniał. „Oriens” (łac. „Wschód”), który założył, wciąż działa. - Tematem spotkań są Kresy wschodnie Polski, jestem tam częstym gościem - mówi ks. kanonik Stanisław Draguła, obecnie mieszkaniec Domu Księży Emerytów we Wrocławiu. Regularnie jeździ na Ukrainę, Białoruś i Litwę, żeby wspierać tamtejszych Polaków.
„Kultura” czerwonoarmisty
Ks. Aleksander Zienkiewicz (ur. 1910-1995), najstarszy syn z 11 dzieci Kazimierza i Jadwigi, urodzi się we wsi Lembówka na Wileńszczyźnie. Księdzem został 3 kwietnia 1938 r., w katedrze pińskiej. Kapelanem sióstr nazaretanek, rektorem kościoła farnego i katechetą w Nowogródku mianowany został w 1939 r. Po napaści Sowietów na Polskę 17 września 1939 r. poznał z bliska „kulturę” czerwonoarmisty. Jego dwupokojowe mieszkanie zaczął dzielić jeden z nich, wchodził bez pukania, przy spotkaniach bluźnił przeciw religii, w nocy wychodził, w dzień spał, namawiał do współpracy. „Z ciała Europy został raz na zawsze wycięty poroniony płód traktatu wersalskiego - Polska, ciemiężyciel narodu...” – ponurą atmosferę panującą w Nowogródku i innych miejscowościach pod okupacją sowiecką spotęgowała dodatkowo mowa Wiaczesława Mołotowa, wygłoszona 31 października 1939 r., na cześć „geniuszu” Józefa Stalina i Adolfa Hitlera.
W gimnazjum, w którym uczył ks. Zienkiewicz, radzieccy dygnitarze wygłaszali przemówienia, w trakcie których wyrażali się pogardliwie i obelżywie o Polsce. Do zajęć nie dopuszczono nazaretanek, które musiały zdjąć habity. Mieszkały kątem u ludzi, spotykały się tylko w kościele. Sowieci byli pod wrażeniem ich pracowitości, uczciwości i rzetelności w pracy. „Nowogródzkie kościoły pracują na dwie zmiany w przeciwieństwie do fabryk, gdzie pracują tylko na jedną zmianę – mówi z przekąsem. Ale i z podziwem dla religijności Polaków.
Po wkroczeniu Niemców nie było lepiej, choć siostry mogły założyć ponownie habity i wrócić do dawnych zajęć. Obiecywali Białorusinom autonomię, tak próbowali skłócić z Polakami.
Laga ks. Lagosza
Po II wojnie światowej ks. Zienkiewicz we Wrocławiu trafił na pierwszą linię frontu. Z komunistyczną indoktrynacją. Walka była trudna, bo czerwony jad sączył się nawet w Kościele. Jako rektor wyższego seminarium duchownego (lata 1953-1958) nieraz toczył boje z ks. infułatem Lagoszem, który w 1951 r. został rządcą archidiecezji wrocławskiej z woli władz PRL. A rządca rękę miał twardą. Podpierał się laską, którą potrafił zdzielić nawet księdza, gdy mu podpadł. Ks Zienkieiwcz miał jednak odwagę się mu sprzeciwić. Stawiał veto, gdy klerycy mieli wyjść do kina, operetki, koncert. Kultura była wtedy socjalistyczna, niosła wartości, które często nijak miały się z katolickim oglądem świata. Podpadł też ks. Lagoszowi, gdy nie zgadzał się na wysyłanie kleryków na budowy, podczas których mieli rozbierać cegły na odbudowę Warszawy. Ale dłużej „klasztora niż przeora”, ks. Zienkiewicz się we Wrocław ostał, ks. Lagosz odszedł w niesławie do Warszawy, gdzie zmarł. Ale wrócił, po cichu, żeby spocząć w podziemiach kościoła dominikanów. Coraz częściej przypomina się, że zrobił we Wrocławiu też wiele dobrego, m.in. odbudował katedrę ze zniszczeń wojennych. I pozostał do końca przy Kościele rzymskokatolickim, choć gdy rządził archidiecezją wrocławską proponował mu, żeby przeszedł do Kościoła narodowego.
Do końca z młodzieżą
O ks. Zienkiewiczu źle nie mówi nikt. O to, żeby rozpocząć jego proces beatyfikacyjny, zabiegali od lat jego wychowankowie. Do końca był wierny powołaniu pracy z młodzieżą. Duszpasterstwo pod „Czwórką” (ul. Katedralna 4), które prowadził szmat czasu (1958-1993), to od początku do końca jego dzieło autorskie. Ale nie tylko tym się zajmował. Ceniony kaznodzieja, rekolekcjonista, diecezjalny ojciec duchowny kapłanów, spowiednik kleryków, wykładowca w seminarium. Bardzo skrupulatny. Ciekawe, co by powiedział, gdyby zobaczył, że w pobliżu „Czwórki”, za kościołem Św. Krzyża, kuria biskupia postawiła hotel i nazwała go imieniem Jana Pawła II. Pierwotnie miał być to akademik.
Marek Perzyński
Literatura:
Tablica w setną rocznicę urodzin z okazji otwarcia procesu beatyfikacyjnego, druk ulotny.
Sługa Boży ks. Aleksander „Wujek” Zienkiewicz, druk ulotny