Małymi kroczkami do Złotego Certyfikatu POT - rozmowa z Małgorzatą Szumską
Reprezentuję firmę rodzinną. Prowadzi ją moja mama Elżbieta Szumska. Stworzyła ją od zera. W początkowym okresie działalności, biura mieściły się w budce kempingowej. Wszystko się zaczęło od trzech pracowników i od nas dzieciaków. Obecnie zatrudniamy przeszło sto osób. Jesteśmy największym pracodawcą w gminie - mówi Małgorzata Szumska, córka Elżbiety Szumskiej właścicielki kopalni "Złoty Stok".
W tym roku konkurencja do Złotego Certyfikatu była wyjątkowo silna. W jaki sposób przekonała Pani członków kapituły, by tę najważniejszą nagrodę roku w turystyce przyznali właśnie temu produktowi?
- Reprezentuję firmę rodzinną. Prowadzi ją moja mama Elżbieta Szumska. Stworzyła ją od zera. W początkowym okresie działalności, biura mieściły się w budce kempingowej. Wszystko się zaczęło od trzech pracowników i od nas dzieciaków. Wszyscy wkładaliśmy pracę i pomysły. Mama wykazywała mnóstwo inicjatywy, miała otwartą głowę. Z czasem zespół się powiększył. Obecnie zatrudniamy przeszło sto osób. Jesteśmy największym pracodawcą w gminie. Po piętnastu latach konsekwentnej pracy od podstaw, stanęliśmy przed kapitułą, której mogliśmy opowiedzieć całą tę historię. To naprawdę wyjątkowe konkurować o Złoty Certyfikat.
Dawna kopalnia również była największym pracodawcą.
- Ostatnią „Kopalnię Arsenu Złoty Stok" zamknięto ją w 1961 roku, co zakończyło prawie siedemsetletni okres górnictwa. Miasto podupadło, pozostało bez wizji i większych nadziei na przyszłość.
Aż do roku 1996.
- Tak, kopalnia znowu zaczęła działać. W innej dziedzinie. W branży turystycznej. W maju 1996 roku uruchomiono pierwszą Podziemną Trasę Turystyczną „Kopalnia Złota". Wtedy moja mama zatrudniona była w charakterze przewodnika. Dwa lata później została prezesem firmy. Wydzierżawiła tereny kopalni od prywatnych udziałowców. Z biegiem lat stopniowo dokupowała udziały, aż zgromadziła pakiet większościowy. Spółkę prowadzimy wspólnie z miastem, do którego należy pozostała część udziałów. Teraz w Złotym Stoku rocznie podejmujemy prawie dwieście tysięcy turystów.
Wasza działalność nie ogranicza się tylko do kopalni.
- Wyszliśmy z inicjatywą powołania stowarzyszenia Turystyczna Trzynastka, które jest nieformalnym stowarzyszeniem zrzeszającym trasy turystyczne Dolnego Śląska. Nie konkurujemy o turystów, współpracujemy. Promujemy i zachęcamy do poznawania atrakcji turystycznych. Między innymi wprowadziliśmy wspólne bilety zniżkowe dla turystów odwiedzających nasz region turystom. Współpracujemy z Dolnośląską Organizacją Turystyczną. Przynosi to dobre efekty. Nikt z Warszawy z Gdańska, czy z innego rejonu kraju nie przyjedzie na dłużej mając w programie tylko trasę turystyczną kopalni. Stąd szeroka oferta pobytu. Obejmuje pałace, zamki, jaskinie. Zwiedzanie, poznawanie regionu, turystykę aktywną. Między innymi ściśle współpracuje z nami wrocławski ogród zoologiczny. Mamy także partnerów, którzy obsługują mniejszą liczbę turystów. Dobrze zachowaliśmy w pamięci okres, kiedy sami byliśmy maluczcy i inni nas wspierali. Teraz przyszedł czas, żeby spłacić dług, pomagając innym. Na początku ledwo udawało nam się zebrać środki na opłacenie czynszu dzierżawnego, a co mówić o pieniądzach na inwestycje.
Jak się udawało je zdobyć?
- Metodą małych kroczków. Na przykład nie było nas stać na nową łódkę do trasy poziemnej. Mama odkupiła za czterysta złotych niewielką wysłużoną czteroosobową łódź, która przewoziła turystów dotąd, dopóki zarobiła na większą. Zastąpiła ją dwudziestoosobowa. Inny przykład. Kopalniana kolejka. Pochodzi ze składnicy złomu. Udało się ją wyremontować i od siedmiu lat bezpiecznie, bezawaryjnie wozi pasażerów. Inwestycje postępowały stopniowo, etapami, niewielkimi kroczkami, bez wielkich funduszy. Wielka w tym zasługa mojej mamy, której energia przyciąga wielu wspaniałych ludzi - są ich dziesiątki. Podrzucali nam pomysły, pomagali w realizacji. Wiele zawdzięczamy ludziom mediów, szczególnie w okresie, kiedy nie stać nas było na reklamy. Między innymi dlatego teraz wiele atrakcji kopalni jest bezpłatnych.
Na przykład jakie?
- Weźmy muzealną Izbę Górnictwa i Historii Złotego Stoku otwartą w 2013 roku. Muzeum otwarte jest dla wszystkich w godzinach zwiedzania kopalni. Gromadzi ponad pięć tysięcy eksponatów. Większą część historycznych pamiątek ekspozycji podarowali mieszkańcy. Moja mama odnajdowała je na strychach. Przy każdym przedmiocie jest nazwisko osoby, która go do muzeum przekazała. Takie postawy budują społeczną więź, pozytywne emocje. Jesteśmy stąd, ze Złotego Stoku. O tyle to istotne, że przez dziesiątki lat dzisiejsi mieszkańcy nie czuli się u siebie. Towarzyszyła im obawa. W wyniku wojen śląskich w osiemnastym wieku większość terenów Śląska znalazła się pod zwierzchnictwem Prus. Do końca drugiej wojny światowej pozostawały w granicach Niemiec. Wielu poprzednich właścicieli, wysiedlanych za Odrę, obiecywało tu wrócić.
No właśnie. Wracają w tradycji przeszłości, do której się odwołujecie w swojej działalności.
- Moja mama pracuje nad książką o rodzinie Gitlerów, ostatnich właścicielach kopalni. Szukanie informacji po bibliotekach i archiwach pochłania mnóstwo czasu. Planujemy wyremontowanie mauzoleum Gitlerów. Jesteśmy w kontakcie z ostatnią przedstawicielką rodu. Sędziwą, dziewięćdziesięcioparoletnią. Przyjęła nasze zaproszenie. Chcielibyśmy, żeby przekonała się, że Polacy dbają o dawne dobra jej przodków. Traktują je jako ważny element historii. Wizytę przygotowujemy z władzami miasta i proboszczem, bo teren cmentarza należy do parafii. Inne odwołanie do przeszłości. W 1914 roku miejscowości nadano status uzdrowiska. Pierwsza wojna światowa pogrzebała plany rozwoju uzdrowiskowego. W setną rocznicę, w 2014 roku, mojej mamie udało się odnaleźć sztolnię z źródłem mineralnym wymienionym w historycznych dokumentach. Woda ma lepsze właściwości niż w Lądku Zdroju czy Polanicy Zdroju. Mamy w planach zainwestowanie w odkopanie tej sztolni. Inwestycja przyniesie korzyść całemu miastu, które jako uzdrowisko zyska kolejnych turystów. Przygotowujemy się także do przywrócenia produkcji lokalnego browaru, w którym warzono piwo przed wojną. Staramy się ożywić miasto. Otwieramy nowe trasy, odtwarzamy również poniemieckie. Jedną z nich jest ścieżka Huberta, którą przed stu laty przechadzali się zamożni niemieccy mieszkańcy miasta.
Kim pani jest z zawodu?
- Aktorem teatru lalek.
Czy otworzy pani teatr w kopalni?
- Wykonywałam wiele zajęć. Przez pięć lat podróżowałam po świecie. Szukałam swojego miejsca. Ubiegły rok spędziłam na Filipinach. Pomagałam odbudowywać domy zniszczone tajfunem. Otworzyłam tam teatr lalek, pomagałam dzieciakom, napisałam książkę. Przypuszczałam, że prędzej zamieszkam w Nowym Jorku niż w Złotym Stoku, ale ciągnęło mnie do korzeni. Wróciłam. Teraz wspólnie z narzeczonym prowadzimy pensjonat Złoty Jar, który jest elementem rodzinnej firmy. Obiekt za dziesięć lat będzie obchodził stulecie. Polubili to miejsce mieszkańcy, często wpadają na kawę, pogadać. Przyjmujemy grupy zorganizowane, wycieczki szkolne, organizujemy imprezy integracyjne. Działają dwie niezależne kuchnie. W pensjonacie i przy kopalni. Baza się rozwija. Naszej rodzinie zależy na tym, żeby zachęcić, tchnąć w mieszkańców inicjatywę. Aby się odważyli. Otwierali kawiarenki, cukiernie. Nie chodzi o wielkie nakłady finansowe w odrestaurowanie przedwojennych budynków hotelowych. Wystarczą na początek małe kroki. Turyści po dniu spędzonym w kopalni, wyjeżdżają nie widząc nawet rynku. Mogliby zostać dłużej, miasto szczyci się przecież tysiącletnią historią. Wysyłamy turystów na spacer do rynku, oni wracają po dwóch godzinach i mówią, że chętnie napiliby się kawy. Nigdzie po drodze nie znaleźli miejsca, w którym by im ją podano. Kopalnia się rozwija, z nią powinno się rozwijać całe miasto. Turystyka na Dolnym Śląsku ma potencjał i przyszłość.
No właśnie, co twórcy sukcesu Złotego Stoku planują osiągnąć w najbliższej przyszłości?
- Wiele, ale najważniejsze to osiągnąć dostatecznie wysoki stopień rentowności, aby móc utrzymać zatrudnienie na poziomie miesięcy turystycznego sezonu letniego. Jeszcze nam się to nie udaje. Ruch turystyczny rozkręca się na dobre od kwietnia. Jesienią i zimą dla wielu pracowników nie ma zajęcia. Marzeniem mojej mamy i moim jest, aby całemu stuosobowemu zespołowi zagwarantować stałą pracę przez cały rok.
Dziękujemy za rozmowę.