Ach, byłoby piknie, gdyby nie Zakopianka
Nasze winy i wina, czyli jak przeskoczyć Tatry

Słowacy skierowali wzrok w stronę odległego o wiele godzin jazdy autem Wrocławia, bo ich oczy jakoś nie mogą spotkać się z polskimi góralami, choć mają ich za miedzą. Z początkiem czerwca zaprezentowali się Polakom jak na widelcu podczas wrocławskiej imprezy pod hasłem - nomen omen - „Europa na widelcu”.
Słowacy rozstawili na wrocławskim Rynku, gdzie impreza odbyła się po raz kolejny, dwa namioty. W jednym kolportowali informacje od ręki i materiały drukowane, w drugim - promowali słowackie wina. Konkurencję mają u nas sporą, bo powstają winnice w Polsce i jesteśmy atrakcyjnym rynkiem dla Niemców, Bułgarów, Włochów, a nawet Chilijczyków - słowem dla całego winiarskiego świata. Polacy wina piją coraz chętniej, bo to w dobrym tonie i świadczy, że w świecie się rozsmakowaliśmy. W dobrym tonie jest też być lokalnym patriotą i winiarze do tego na Dolnym Śląsku dają okazję. To jeden z dwóch regionów w Polsce (poza Podkarpaciem), gdzie winiarstwo ma historyczną tradycję (co widać choćby w herbie Środy Śląskiej czy w nazwach wielu dolnośląskich miejscowości, wśród których można wymienić Winną Górę, Wińsko i Winnicę). Tu wina się udają.
Słowacy popierają winiarzy
Jednak Słowacy konkurencją się nie przejmują, mają mocne atuty - u nich winiarstwo to mocna gałąź lokalnego przemysłu i atrakcja turystyczna, którą wspiera państwo. Tu nasi producenci win westchną - u nas państwo drobnym producentom nieco ostatnio popuściło, ale monopol trzyma się mocno. Efekt? Winiarstwo po tym, jak wpadło w zapaść w okresie PRL-u, odradza się z trudem. Ale powoli powstaje oddolne winiarskie lobby, które tej sprawy tak z pewnością nie zostawi. Zainteresowanie winiarstwem w Polsce jest tak duże, że na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu ruszy wkrótce nowy kierunek studiów, w którego programie znalazła się m.in. typologia win, uprawa winorośli i projektowanie małej winiarni. Koszt studiów: 5,8 tys. zł.
Słowakom możemy pozazdrościć, ale lepiej od nich się uczyć i jest ku temu dobra okazja - Koszyce Europejską Stolicą Kultury są w tym roku, a Wrocław będzie nią w 2016 r. i szuka pomysłów, jak dobrze pokazać się kolejny raz światu i zwiększyć liczbę turystów. Z dobrych wzorców nie grzech skorzystać.
Emisariusze Wrocławia już Koszyce w tym roku odwiedzili i przynieśli wieść, że choć to miasto leży wprawdzie za wieloma wierzchołkami Tatr, to jednak nie jest to komunikacyjny koniec świata. Z Wrocławia jest do Koszyc tak daleko, jak z Wrocławia nad polskie morze, np. do Niechorza (ok. 6 godz.), czyli do wytrzymania, z czego i my możemy skorzystać. Gdy się dobrze poznamy, będziemy jeździć nie tylko do nich, ale i z pewnością skusimy ich do przyjazdu. Całkiem zaś blisko nam do siebie mentalnie, języki polski i słowacki są do siebie podobne, więc odpada blokada komunikacyjna, ponadto Słowacy szukają w nas partnerów, co mile łechce naszą dumę narodową. Jest pomysł, żeby zrobić w Krakowie olimpiadę zimową 2020 i część konkurencji organizować w Zakopanem i na Słowacji. Niemożliwe? Dlaczego nie? Mistrzostwa EURO 2012 w partnerstwie z Ukrainą nam się udały, to i z olimpiadą sobie poradzimy - padają głosy. Już podjęto działania na najwyższych szczytach władzy, żeby ideę przekuć w konkret.
- poprzednia
- następna »»