Niech moc będzie z hostelami
Rozmowa z Dagmarą Platą – Alf, dyrektorką zarządzając Hotel Media Group i ekspertem ds. marketingu, nowoczesnych technologii i branży HoReCa (dagmaraplataalf.pl)
– Ile mamy w Polsce hosteli?
– To wbrew pozorom nie jest łatwe pytanie.
– Dlaczego?
– Głównie z powodu braku ich osobnego zdefiniowania w ustawie o Usługach turystycznych.
– Przepisy, a ściślej art. 36 cytowanej wcześniej ustawy wyróżniają osiem rodzajów obiektów zakwaterowania. Są to: hotele, motele, pensjonaty, kempingi, domy wycieczkowe, schroniska i schroniska młodzieżowe oraz pola biwakowe. Rzeczywiście natomiast brak wśród nich hosteli. Do czego się je więc zalicza? Do schronisk?
– Do „innych obiektów” zgodnie z zapisem art. 35 ust.2 wspomnianej ustawy. Mówi on, że usługi hotelarskie mogą być świadczone w innych obiektach poza wcześniej przeze mnie wymienionymi. Pod warunkiem, że spełniają minimalne wymagania dotyczące wielkości, wymiarów, zakresu świadczonych usług oraz przepisów przeciwpożarowych, sanitarnych itd.
– Ale nie zawsze?
– Jeśli natomiast obiekt świadczy dodatkowo usługę żywienia, kwalifikuje się go już jako pensjonat. Dlatego, wracając do Pani pierwszego pytania trudniej jest podać dokładną liczbę w przypadku hosteli. Gdybyśmy brały pod uwagę same miasta, kształtowałaby się ona granicach dwustu, jednak hostele działają też przecież poza ich granicami. Bliższą rzeczywistości byłaby zatem liczba prawie pięćset obiektów, które odpowiadać by mogły zakresem świadczonych usług hostelom. Pamiętać przy tym trzeba, że część z nich otwierana jest jedynie na sezon. Niekiedy z kolei hostele są rejestrowane jako wynajem nieruchomości. Dlatego te szacunki mogą być tylko przybliżone.
– Czy ustalona przez nas liczba nawet pięciuset hosteli odpowiada bieżącym potrzebom naszego rynku i w której części kraju jest ich najwięcej?
– Tak, moim zdaniem jest ona teraz wystarczająca. Kilka lat temu, przed Euro 2012 nastąpił prawdziwy „wysyp” nowych hosteli. Niektóre z nich wystartowały z inicjatywy osób przypadkowych, które kierowały się pragnieniem szybkiego i łatwego w ich mniemaniu zysku możliwego do osiągnięcia w krótkim czasie. Potem rynek bardzo zweryfikował te inicjatywy, na co wpływ miał również wzrost cen nieruchomości. Utrzymały się więc hostele stworzone przez osoby ze znajomością branży turystycznej, będące zarazem pasjonatami skłonnymi poświęcić się działalności noclegowej. Zdecydowanie najwięcej hosteli znajduje się na południu Polski. Mam tu na myśli przede wszystkim Kraków, niezwykle atrakcyjny dla turystów zagranicznych, jak również Wrocław coraz silniej przyciągający przybyszów zwłaszcza zza zachodniej granicy. Wymieniłabym naturalnie również Warszawę oraz Pomorze z Gdańskiem i Poznań.
– Jednak, jak już wspomniałyśmy hosteli jako takich w ustawie nie ma. Czy być powinny?
– Zdecydowanie tak, gdyż tylko przy jej pomocy można określić w precyzyjny sposób rodzaj i charakter świadczonych przez dany podmiot usług. Obecnie zróżnicowanie w tym zakresie jest ogromne. Naturalnie zawsze można znaleźć wytłumaczenie, że to opinia klientów zaważa ostatecznie na wyniku biznesowym. Jednak konieczne są unormowania również w zakresie samej inwestycji, sposobu jej realizacji.
– Pokuśmy się zatem o definicję hostelu.
– Proponuję następującą formułę: „świadczenie usługi noclegowej nacechowanej polską gościnnością połączonej z aktywnością społecznościową”. Hostel bowiem, w odróżnieniu od hotelu spełnia właśnie ogromną rolę społecznościową. Pamiętajmy, że to właśnie te obiekty niezwykle aktywnie uczestniczą w promowaniu miast, gmin, regionów, w których się znajdują. Oferta jaką prezentują stanowi wartość dodaną do noclegu, propozycję spędzenia czasu. Musi być ona na tyle atrakcyjna i różnorodna, aby zachęciła do przyjazdu i pobytu; łączyć – jak by to młodzi dziś z angielska określili – fun, a więc pierwiastek ludyczny, zabawowy, rozrywkowy z naszą rodzimą gościnnością zgodnie ze staropolskim porzekadłem „czym chata bogata, tym rada”. Charakter usługi hotelowej i hostelowej zatem bardzo się od siebie różnią. Pierwsza przypomina bardziej pracę biura zarządzanego odgórnie przez sztywne reguły i wytyczne – widać to zwłaszcza w przypadku międzynarodowych sieci hotelarskich. Wystrój, ubiór personelu, zachowania, menu – podporządkowane są określonej, jednej, wykreowanej na potrzeby tej sieci przez sztab fachowców, wizji. Gość trafiający na przykład do hoteli jednej z takich sieci, niezależnie od szerokości geograficznej może być pewien, że biurko do pracy w jego pokoju znajdzie się przy oknie, tapety będą mieć na przykład kolor błękitny, w łazience będzie mieć prysznic nie wannę, a na śniadanie zje ulubione muesli. Natomiast hostele z założenia przyjmują luźniejszą, zindywidualizowaną formę zarządzania polegającego na jak najbliższym, a więc niesformalizowanym kontakcie z klientem. Co nie oznacza wolnej amerykanki.
– Hostele też nie są skategoryzowane...
– Nie jest to dobre, gdyż one również, jak już wspominałam, różnią się między sobą, tak jak hotele, wyposażeniem i zakresem świadczonych usług. Stworzenie osobnej kategoryzacji dla hosteli pozwoliłoby im nie tylko pokazać, wyróżnić się na rynku, ale zyskać większe zaufanie zwłaszcza u klienta krajowego.
– No właśnie, czy dziś nadal nie jest tak, że Kowalski darzy hostele nieufnością, gdyż kojarzą mu się z noclegiem o bardzo niskim, a więc słabym standardzie, z dużą rotacją klientów, gdzie trafiają przypadkowi ludzie, a więc nie jest bezpiecznie?
– Ten dystans polskiego turysty w stosunku do hosteli jest właśnie pochodną braku określonych ściśle standardów, tego, że nie mają one gwiazdek. Poza tym jest nam kulturowo obcy model dormitoriów, sal, gdzie obok siebie śpi wiele ludzi, a przez ich pryzmat postrzegane są często hostele, choć przecież obecnie oferują też pokoje mniejsze, kilkuosobowe, a nawet jedynki. Starszych zniechęca imprezowy model spędzania czasu. Młode pokolenie natomiast, począwszy od licealistów decyduje się na hostele nie tylko kierując się niską ceną, ale możliwością ciekawego spędzenia wolnego czasu. Poza tym nastolatkowie i studenci w hostelach mają szansę zawrzeć nowe znajomości, poznać cudzoziemców reprezentujących inne kultury, religię, sposoby myślenia.
Otwarta formuła hostelu skraca ten międzykulturowy dystans, co w zwykłym hotelu jest raczej nie do pomyślenia, ponieważ jego klient woli pozostać anonimowy i nie wchodzi w interakcje z innymi.
– Pojęcie hostelu dziś znacznie się rozszerza. To już nie tylko, albo wręcz wcale nie koniecznie, najtańsze łóżko. Są obiekty oferujące nocleg w wieloosobowych dormitoriach, ale i w jedynkach z łazienkami, w kabinach i tematyczne, na przykład inspirowane filmem, podróżami itd. W którą stronę więc zmierza rodzime hostelarstwo? Bardziej stara się sprostać życzeniom klienta, czy je wyprzedzać?
– Właściciele hosteli wyraźnie poszukują nowych trendów, aby w ten sposób wyróżnić się na rynku. Jedni stawiają na oryginalną nazwę czy wystrój, inni koncentrują się na stworzeniu oryginalnej oferty.
– Przychodzi mi od razu na myśl swojska nazwa hostelu „Oki doki” w Warszawie, ale i intrygująca hostelu „Amnezja” we Wrocławiu. Nie mogę pominąć też stołecznego „Wilson” hostelu, który reklamuje się jako pierwszy ekologiczny, w Polsce, gdyż ogrzewany jest energią słoneczną i w dodatku proponuje spanie w łóżkach kapsułowych...
– Mam w zanadrzu kilka innych przykładów jak chociażby hostele na wodzie Marta w Krakowie, czy też boutiquowa Patria w Katowicach. Ciekawym zjawiskiem jest coraz wyraźniejszy trend polegający na zwiedzaniu hosteli zwłaszcza tych artystycznych, boutiquowych. Turyści nie ograniczają się więc do eksplorowania samych miast, ale gnani ciekawością chętnie zatrzymują się w interesujących miejscach noclegowych. Oprócz „odkrytych” wcześniej walorów hoteli historycznych, teraz pojawiły się hostele ze względu na ich motyw przewodni. Mamy więc tutaj zdecydowanie do czynienia z wyprzedzeniem oczekiwań klienta.
– Na świecie typologia hosteli jest bardzo bogata. Pokazuje to choćby popularny portal hostelbookers.com: są tam hostele dla cyklistów, surferów, rodzinne, „z widokiem”, dla imprezowiczów – tak zwane party hostels, dla aktywnych czy dziwne i piękne, znajdujące się w więzieniach, zamkach na drzewcach etc. Czy naszej branży hostelowej nie pomogłoby zbudowanie takiej rodzimej typologii?
– Bez wątpienia stanowiłoby to marketingową ciekawostkę. Zwłaszcza, że nasz szeroko pojmowany rynek usług hotelarskich obawia się właśnie zawężania, segmentacji, docierania do nisz, które z kolei, moim zdaniem, mogłyby stanowić interesującą przewagę konkurencyjną. Oznaczałoby to bowiem nastawienie się na wyselekcjonowaną, ściśle określoną grupę klientów. Rozważmy to na przykładzie hosteli dla cyklistów, które usytuowane na szlaku rowerowym, bądź w jego pobliżu, mogłyby świadczyć dodatkowe usługi właśnie dla amatorów dwóch kółek: wynajmu, serwisowania i przechowywania oraz transportu rowerów na określony odcinek trasy, zorganizowane rajdy z przewodnikiem, kluby rowerowe.
– Podobną ofertę zbudował włoski region Trentino, a hostele na trasie oferują nawet menu dla cyklisty.
– Podany przez Panią przykład pokazuje, że takie podejście stanowi szansę rozwoju dla obiektów położonych poza dużymi miastami. Poza tym oparcie hosteli na koncepcji typologicznej pozwoliłby na dotarcie z nietypową ofertą do polskiego klienta. A zatem, idąc tropem hotelarstwa, hostele w obiektach historycznych nastawione byłyby na pasjonatów z mniejszym budżetem. Z kolei hostele rodzinne mogłyby oferować pokoje kilkuosobowe i na przykład inicjatywy polegające na pracy i zabawie zespołowej jak chociażby wspólne gotowanie z właścicielami, dzięki któremu uczestnicy poznaliby regionalne smaki. W odróżnieniu od agroturystyki, która ma podobną, acz bardziej tradycyjną ofertę, hostele mogłyby wypracować jednak inny, nowocześniejszy model pobytów dla grona bliskich. Pamiętajmy, że to pokolenie, które teraz podróżuje po hostelach z plecakiem wkrótce dorośnie, założy własne rodziny, a wtedy hostele familijne byłyby propozycją dla nich.
– A jaką Pani miałaby propozycję takiej typologii?
– Według mnie zdecydowanie warto zainteresować się typologią odnoszącą się do sposobów spędzenia wolnego czasu czyli: dla rodzin, dla sportowców, dla imprezowiczów, albo właśnie odnoszące się do budynków, w których się znajdują i ich wystroju: artystyczne, w zabytkach, industrialne, czy też w wieżowcach.
– Plusy rodzimego hostelarstwa?
– Pozytywne jest już samo powstanie hosteli w Polsce jako alternatywnej formy noclegu. Pochwalam też aktywne włączenie się hosteli w promocje miast i regionów jako wyróżnik ich działalności. W ten sposób stymulują rozwój turystyki i usług dodatkowych na danym obszarze. Hostele pozwalają też na realizację marzeń biznesowych młodych ludzi, którzy mogą zbudować skrojony na własną miarę biznes con amore. I wielu z nich odnosi sukces. Dla mnie na pewno takim przykładem są pierwsze hostele w Polsce czyli Greg&Tom w Krakowie i Oki Doki w Warszawie. Ale gdy myślę o polskim hostelarstwie przypomina mi się także historia Sylwii Pochelskiej i jej Mish Mash Hostel, która jeszcze podczas studiów jako cel wytyczyła sobie prowadzenie własnego biznesu i z determinacją go zrealizowała.
Poza tym hostele wyznaczają trendy w wielu obszarach – chociażby związanych z rozszerzaniem zakresu dostępnych alternatywnych usług dla gości to jest wspólne gotowanie tradycyjnych potraw polskiej kuchni, i korzystają z nowych rozwiązań, z których zastosowaniem branża hotelowa musi się jeszcze wstrzymać. Dotyczy to chociażby postawienia na rezerwacje on-line dokonywane przez klientów bezpośrednio na stronach internetowych hosteli, a nie jak w przypadku hoteli na wielkich portalach rezerwacyjnych, które narzucają swoje stawki. Poza tym, co ciekawe, właściciele hosteli tworzą bardzo zgrane, solidarne środowisko. Ta branża współpracuje ze sobą na zasadzie fair play, bez uprzedzeń i rywalizacji, gdyż celem nadrzędnym jest przyciągnięcie turysty. Dlatego też hostelarze ambitnie, choć, co warto zauważyć, że nie ma zbyt wielu szkoleń adresowanych właśnie do tej grupy, cały czas podnoszą swoje kwalifikacje zawodowe. Na przykład w dziedzinie nowoczesnych technologii dla sektora hotelowego.
– Dla równowagi przejdźmy teraz do minusów.
– Wspomniany już brak kategoryzacji, a stąd bardzo duże zróżnicowanie oferty, wśród której niestety nie brak również przykładów negatywnych. Mam tu na myśli, obecne również na rynku obiekty o bardzo niskim standardzie zakwaterowania i pozostawiającej wiele do życzenia jakości usług, prowadzone przez osoby bez wiedzy i doświadczenia. Hostele sprawiające wrażenie, że zatrzymały się w czasie, gdyż właściciel zainwestował w konkretny pomysł na początku i potem nie chce już dokładać licząc, że „interes jakoś się będzie toczyć”. I niestety w niektórych przypadkach brak higieny.
– Wszawica, która właśnie się pojawiła.
– Ten problem ciągle wraca, bo wynika ze specyfiki hosteli jako miejsc o bardzo dużej rotacji już nie tylko w obrębie samych pokoi, ale pojedynczych łóżek w większych salach. Jak wiadomo, dormitoria sprząta się inaczej niż małe pokoje. Świadomi właściciele decydują się na okresowe odkażenie hostelu, bo wiedzą, że od tego zależy zdrowie klienta, jego bezpieczeństwo. Jednak jest to znaczny wydatek.
– Czy nasze hostele odbiegają standardem od tych na zachód od Odry czy w USA?
– Powiedziałabym raczej, że są inne i nadal się rozwijają. Wypracowaliśmy nad Wisłą własny model hostelarstwa.
– Jaki?
– Wynikający z naszej kultury, preferujący obiekty bardziej kameralne, prowadzone pojedynczo lub połączone w niewielkie, liczące 2-3 hostele mini sieci. Do rzadkości należą sieci większe, podczas gdy za granicą są one potężne. Działają tam też prężnie branżowe zrzeszenia z Famous Hostels na czele, które gromadzi najlepsze hostele świata. One więc wyznaczają określone standardy. Jest to efekt dziesiątków lat doświadczeń, podczas gdy u nas hostel to forma stosunkowo nowa, przeszczepiona na rodzimy grunt po zmianie ustroju, kiedy swobodniej mogliśmy czerpać z obcych wzorców. Wcześniej tę rolę spełniały pensjonaty i schroniska młodzieżowe, które też przeszły swoistą ewolucję. Warto przy tym spojrzeć na nasze hostele przez pryzmat ocen wystawianych im na portalach w rodzaju Hostel World, gdzie do najlepszych nad Wisłą należą aktualnie w ramach tzw. TOP 10: Mosquito Hostel, Greg & Tom Hostel i Let's Rock Hostel w Krakowie, Music-Hostel w Łodzi, Mundo Hostel w Krakowie, Fest Hostel w Warszawie, Mleczarnia Hostel we Wrocławiu, Mamas & Papas Hostel w Gdańsku oraz Sisters Lodge Hostel w Sopocie.
– Jak kształtuje się relacja ceny versus produkt, oraz czy i na ile nasze hostele są tańsze niż na przykład te w UE?
– Zdecydowanie są tańsze i dotyczy to całego naszego rynku noclegów. A jednocześnie towarzyszy temu dobra jakość. W połączeniu z tanimi lotami powstaje oferta niezmiernie kusząca dla turysty–obcokrajowca. Zatem „niech moc będzie z hostelami”, gdyż śmiało możemy powiedzieć, iż stymulują rozwój szeroko rozumianej polskiej turystyki i wpływają na urozmaicenie naszej rodzimej oferty noclegowej.
Rozmawiała Anna Kłossowska