Certyfikaty POT
Skąd się wzięła renoma Kiermus

Jantarowy Kasztel w Kiermusach należy do elitarnego grona laureatów pierwszej edycji Konkursu na Najlepszy Produkt Turystyczny. Certyfikatem Polskiej Organizacji Turystycznej szczyci się od 2003 roku.
Aktualności Turystyczne uczestniczyły w uroczystym otwarciu bram kasztelu, które przekraczali pierwsi goście. Od tamtego momentu przewinął się przez to miejsce długi korowód znakomitych osobistości, które pod dachem kasztelana Andrzeja Żamojdy biesiadowały, zażywały rozrywek i układały głowy na spoczynek.
Cieszące się dziś nie byle jaką renomą Kiermusy odwiedziliśmy po ośmiu z górą latach. Trochę z ciekawości, trochę z zawodowego obowiązku. Aktualności Turystyczne uczestniczą w obradach kapituły konkursu. Przyznajmy. Bywały momenty w pracach szacownego gremium konkursowych jurorów, w których jego członkom brakowało przenikliwego spojrzenia in futuro. Przyszłość nagradzanego produktu oceniali niekiedy na wyrost. Produkty, które świetnie rokowały na starcie, bywało - więdły i znikały z rynku turystycznego.
Obradującej w 2003 roku pod przewodnictwem Daniela Passenta z tygodnika Polityka, komisji przyznającej pierwsze dwadzieścia jeden Certyfikatów POT, również trafiły się kiksy. Nie dotyczy to jednak werdyktu odnośnie Kiermus. Tego można jej pogratulować. Nagrodzony wówczas produkt turystyczny zgłoszony pod nazwą Jantarowy Kasztel, składał się z siedmiodniowego programu pobytu. W archiwalnych dokumentach znajdujemy fragment uzasadnienia, w którym czytamy, że „średniowieczna warownia leśna z kamienia polnego, położona w Kiermusach, na skraju Narwiańskiego Parku Krajobrazowego, stanowi dobrze pojęty przykład wykorzystania historii, kultury i polskiej tradycji dla celów komercyjno-biesiadnych”. I tak dalej w solennym stylu dokumentów urzędowych.
Z fantazją i wyczuciem rynkuPonieważ historia dostarcza faktów niemniej intrygujących i pobudzających wyobraźnię jak współczesność, przerzuciliśmy z ciekawości kilka pożółkłych stronic. Wzmiankę o Kiermusach koło Tykocina odnotowują źródła XVI-wieczne. Ale bez obaw, naszą intencją nie jest kreślenie dziejów podlaskiej wsi. Wspominamy o tym fakcie dla pewnej ciekawostki. Niedawno wioski próżno byłoby szukać na mapie. Z braku mieszkańców. Przed trzynastu laty było ich dwoje. Osiedliwszy się jako trzeci z kolei, Andrzej Żamojda wymógł w urzędach decyzję o powrocie do historycznej nazwy. Skąd ten pomysł? W wielu decyzjach rolę gra przypadek. Po części podobnie było i tym razem. Andrzej Żamojda, po sprzedaży udziałów w białostockim hotelu Cristal, dysponował pulą środków, które wymagały trafnej lokaty. W oko wpadł mu robiący bokami interes. Podupadający zajazd w zabytkowym dworku. Właścicielem był mieszkaniec stolicy. Z zawodu botanik, który w hotelarstwie szukał metody na życie. Pomysł jednak nie wypalił. Dworek na działce o powierzchni jednej trzeciej hektara był wymarzoną weekendową daczą. Dobrą na przyjęcie w gronie przyjaciół. Merkantylnych funkcji nie spełniał. Nie zwabiał klienteli gotowej płacić za pobyt. Żamojda, otrzaskany w zawodzie hotelarskim, zabrał się do sprawy z werwą i znajomością rzeczy. Z fantazją i wyczuciem rynku rozwinął przedsięwzięcie. Nie czerpał wzorów. Nie miał z kogo. Podobnych inicjatyw na wchodzie Polski wówczas nie było. Przecierał szlak. Później, za jego przykładem poszło kilku naśladowców zachęconych sukcesem sarmackiego dworu.
Przyszły kasztelan rozpoczął od poszerzenia terenu włości. W granicach znalazł się obszar 20 ha. W ich obrębie stanął wspomniany dworek i kolejnych dziesięć budowli. Każda z nich z przypisaną funkcją, własną nazwą i niepowtarzalnym charakterem aranżacyjnym. Oto one. Dworskie Czworaki (o nazwach Garncarz, Rybak, Bartnik, Kowal i Tkacz), Karczma Rzym, Altana Zdrowia i Urody, Domek Rasputina, stanica rzeczna, basen i Jantarowy Kasztel. Następnie wydzielono strefę zoo. Nie ma w niej zwierząt egzotycznych, strusi, lam i lemurów. Mieszkańcy wyłącznie rdzenni. Ozdobą są żubry. Pierwsza to w Polsce prywatna, pokazowa zagroda królewskiej rodziny białowieskich puszcz. A dalej swojskie zwierzaki, obecne w dawnym chłopskim obejściu. Uparte, podejrzliwie zezujące osły, kosmate kozy, wełniste owce.
Z miejsca zrobiły furoręMetoda marketingowa Żamojdy była prosta i skuteczna. Ale przede wszystkim konsekwentna. Udało mu się uwieść media. Zawsze chętne ciekawostek, dostały ich całą garść. Barwnie czerpiąc z historii Tykocina, miasta królów, hetmanów i żydowskich mędrców – Żamojda wplatał weń barwne wątki kiermuskie. Nie zawsze udokumentowane, ale umiejętnie koloryzowane i podawane z fantazyjnym polotem. A więc dla upamiętnienia bytności Rasputina w tych stronach, w Karczmie Rzym powstała sala poświecona tej rozpustnej postaci. Podobno w tych stronach ucztował też Pan Twardowski. Kto to wie, może tak, może nie? Wątpliwości rozwiewają rzeczowe dowody i udokumentowane fakty zebrane i opublikowane w okolicznościowym wydawnictwie, które wydane zostało staraniem Żamojdy.
- poprzednia
- następna »»