Turystyka w zamkach i pałacach – coraz intratniejszy biznes?
Jedni żyją z wesel, drudzy z konferencji. Są też tacy, którzy porzucili miasto, kupili niewielki obiekt i znaleźli na niego niebanalny pomysł. W każdym regionie znajdziemy zamki, pałace i dwory, które coraz częściej udostępniane są turystom jako obiekty muzealne, hotele, restauracje, miejsca koncertów i różnego rodzaju pokazów. W założeniach do planu na lata 2017-2018 Polskiej Organizacji Turystycznej znalazły się właśnie takie obiekty, które budzą zainteresowanie turystów i stanowią obowiązkowy punkt programu trasy turystycznej.
Zainteresowanie kupnem zamku, pałacu czy dworu z przeznaczeniem go na hotel rośnie. Dlaczego? – Są to już ostatnie „podrygi” polskich zabytków, ponieważ niewiele z nich nadaje się do remontu, w tak katastrofalnym są stanie - wyjaśnia Sławomir Madej, dyrektor trzygwiazdkowego Hotelu Zamku Lubliniec. Największy zaś laik wie, że magiczne słowo zamek czy pałac chętnie przyciągnie hotelowego gościa niż obiekt w kształcie pudełka. Tyle, że taki interes pociąga za sobą ogromne koszty. Jak wielkie, zdają sobie sprawę dopiero ci, którzy w niego weszli. Potem zaś trzeba go jeszcze utrzymać i na nim zarobić, stając w szranki z innymi. Zadanie trudne, gdyż klient, również ten polski jeżdżący po świecie wymaga coraz więcej. Oto kilka przykładów realizacji tego zadania. Specjalnie przy tym artykuł koncentruje się na obiektach mniej znanych. - Te popularne żyją z rozpędu, nie martwiąc się o fundusze, zaś my i nam podobne skalą obiekty muszą stale tworzyć nowe produkty, inwestować w nie czas i energię – mówi Sławomir Madej. Warto zobaczyć, jak to robią. I z jakim skutkiem.
Turzno żyje z wesel
Eklektyczny pałac w Turznie pod Toruniem zaprojektował wybitny włoski architekt Henryk Marconi. Bawili w nim Fryderyk Chopin i gen. Józef Haller. Od połowy lutego 2012 r. działa jako hotel czterogwiazdkowy pod szyldem „Pałac Romantyczny”. I nie narzeka na brak klientów. – W tzw. sezonie wysokim mamy ponad 60-proc. obłożenie, a w pozostałym okresie 40-45-proc. – mówi Karina Horbowicz, kierownik marketingu obiektu. Jego aktywność wspiera się na kilku filarach, wśród których najsilniejszym są wesela.
– Największy zysk przynoszą nam wesela - nawet 60 rocznie – opowiada Karina Horbowicz. – Średnio bierze w nich udział 80-120 gości. W większości są to pary międzynarodowe. A zatem klienci zdecydowanie zamożniejsi, będący w stanie zapłacić za pakiet osobowy od 260zł poprzez 300 zł do 350 zł. Korzystają z możliwości zawarcia ślubu kościelnego w naszej kaplicy, ale też opcji wstąpienia w związek wyłącznie cywilny. Bawią się w jednej z dwóch sal. I zostają w naszym pałacu na kilka dni, jak w przypadku ostatniej pary, która zarezerwowała pobyt dla gości na sześć dni łącznie z weekendem – dodaje. Poza noclegiem w 53 luksusowych pokojach można zrelaksować się w spa (zagląda do niego ¾ śpiących w pałacu), pograć na jednym z dwóch kortów tenisowych lub na boisku w siatkówkę, uprawiać nordic walking, wybrać się rowerem po okolicy lub pojechać do pobliskiego Torunia.
– Weselny biznes dobrze się nam rozwija – na przyszły rok mamy rezerwacje na przeszło 40 wesel i terminy wolne tylko w październiku 2017 r., a także zamówienia na wesela w 2018 i 2019 r. – informuje Horbowicz. Po weselach kolejnym źródłem zysku są konferencje, a także szkolenia i pikniki w 16-ha parku otaczającym pałac. – Już trzykrotnie organizowaliśmy piknik na sześć tysięcy osób – mówi Horbowicz. W maju 2017 r. obiekt udostępni nowe skrzydło hotelowe z 14 pokojami i basenem.
Już nie tylko dla pań
Gdy 14 maja 2015 r. pałac w Trojanowie otwierał oficjalnie podwoje jako hotel, jego nazwa brzmiała jednoznacznie: Talaria Ladies Spa. Miał to być jedyny w Polsce ośrodek tylko dla kobiet. – Zmieniliśmy profil – teraz same panie zapraszamy w weekendy, zaś w tygodniu z części wellnessowej mogą korzystać również panowie – wyjaśnia Klaudia Babiej, dyrektor sprzedaży i marketingu Talaria Resort &Spa. Odległym o półtorej godziny drogi z Warszawy, 500-letnim pałacykiem w Trojanowie pod Garwolinem zainteresowała się swojego czasu prężna businesswoman, Zofia Talarek. Ze wsparciem rodzinnej firmy, Trojanów sp. z o.o. wyremontowała, zdewastowany za PRL-u obiekt kosztem 17,4 mln zł, z czego 7,2 mln zł stanowiło dofinansowanie ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Mazowieckiego 2007 - 2013. Cały ośrodek zajmuje 25 ha terenu: 7-8 ha to stawy pełne ryb, a większość pokrywa wiekowy park. 34 pokoje, z których każdy ma inny wystrój inspirowany osiągnięciami znanych w historii kobiet, zajmują piętra pałacu i Pawilon Parkowy. – Po przeszło półtorarocznej działalności, bo przecież fizycznie zadebiutowaliśmy już w Sylwestra 2014 r., mogę spokojnie powiedzieć, że interes bardzo dobrze się rozwija – zapewnia Klaudia Babiej. – W weekendy obłożenie sięga nawet 100 proc., przy czym 80 proc. klientów zyskujemy z polecenia. Cały czas obłożenie wzrasta, bo klienci dopiero nas odnajdują, a potem często wracają. Naszymi gośćmi są przedstawiciele biznesu, rodziny i same panie przyjeżdżające do spa; klienci konferencyjni przybywają w tygodniu, a spa pracuje na siebie w weekendy. Średnia długość pobytu to dwa dni. 60 proc. wszystkich imprez biznesowych stanowią wyjazdy integracyjne, 30 proc. szkolenia, a 10 proc. konferencje – dodaje Babiej. Jednym z wyróżników jest kuchnia wellness – jej dania można skosztować w tutejszym barze oraz dwóch restauracjach, z czego jedna jest tylko dla pań.
Dywersyfikacja produktu to podstawa
Pięć lat trwała odbudowa zamku w Lublińcu w woj. śląskim i przekształcenie go w Hotel Zamek Lubliniec Spa. Z budowli z sześćsetletnią co najmniej historią, w minionym stuleciu przekształconego w zakład dla umysłowo chorych i zamkniętego jeszcze za Gierka, pozostały tylko mury zewnętrzne i sklepienia parteru. To daje wyobrażenie skali prac, jakie musiały być wykonane, aby zamek mógł powrócić do swej klasycystycznej formy, jednocześnie proponując gościom nowoczesne wnętrza. W 2010 r. zadebiutował hotel, a dwa lata później butikowe spa, w opinii niektórych najładniejsze w Europie. Położony pół godziny od Częstochowy i godzinę od Katowic obiekt zaczął przyjmować gości. – Działamy na kilku polach, bo dywersyfikacja produktu to podstawa – zaznacza Sławomir Madej. – Przychodowo najwięcej wnoszą klienci biznesowi, „korporaci”, goście czy też współpracownicy Specjalnej Strefy Ekonomicznej w Lublińcu i zagłębia meblarskiego w Dobrodzieniu. A także konferencje i eventy firmowe, których rocznie mamy 50-60 na średnio 30-50 osób – dodaje. Hotel organizuje na życzenie przyjęcia weselne i bankiety, wieczory panieńskie, zaprasza do spa, ale też na golfa. – Tak efektywnie współpracujemy z odległym o 25 km, prywatnym Rosa Private Golf Club, że w przypadku 80 proc. wszystkich imprez golfowych pełnimy funkcję hotelu turniejowego. Golf, pozostając nadal sportem elitarnym, kojarzy się z luksusem, niebanalnym wnętrzem, dlatego zamek jest w tym przypadku idealnym miejscem. W planach zaś mamy projekt golfowy dla amatorów tego sportu z Norwegii. Samoloty z trzech miast tego kraju lądują w Pyrzowicach, skąd w czterdzieści minut mogliby dotrzeć do nas – tłumaczy Madej. Golf to sezonowy produkt. Madej zaś stale rozwija nowe, długodystansowe pomysły. Dlatego trzy lata temu zainicjował współpracę z grupami turystów zagranicznych i teraz ma ich 30 rocznie. Teraz natomiast rozpoczyna przyjmowanie zagranicznych, pakietowych gości indywidualnych, głównie z Niemiec (dzięki połączeniu autostradą A4) i Republiki Czeskiej (A1). Coraz intensywniej też współpracuje z innymi obiektami hotelowymi w okolicy, w których lokuje tych gości z konferencji czy innych imprez, którzy się w zamku nie mieszczą. – Taka współpraca jest naszemu rynkowi branżowemu jeszcze obca, bo każdy woli działać osobno – zauważa. – Tymczasem to właśnie my byliśmy w Lublińcu pierwszym hotelem, dopiero po nas otwarto następne, więc służyliśmy im pomocą i radą – dodaje.
Dla idei
Największy barokowy zamek w Wielkopolsce i jeden z największych z tej epoki w naszym kraju, położony 80 km od Poznania i Wrocławia, Hotel Zamek Rydzyna w Rydzynie należy do Zarządu Głównego Stowarzyszenia Inżynierów Mechaników Polskich. Na przejrzystej, acz bez „fajerwerków” stronie internetowej reklamuje się jako obiekt konferencyjno-szkoleniowo-imprezowy.
- Hotel, który dziś oferuje 50 pokoi, czyli 100-115 miejsc noclegowych bez dostawek powstał tu już 1977 r., kiedy obowiązywały inne standardy niż dzisiaj – podkreśla Zdzisław Moliński, dyrektor i kustosz w jednej osobie. – To ciężki kawałek chleba, bo ograniczają nas obostrzenia konserwatora zabytków – nie można hotelu rozbudować na przykład dodając modne teraz spa, ocieplać ścian, a jednocześnie przepisy przeciwpożarowe zmuszają do dzielenia korytarzy, które w oryginale stanowią wyróżnik tego miejsca. Mamy natomiast windy, bo pierwsze zainstalowano jeszcze w PRL – cieszy się dyrektor, gdyż jak wiadomo wiele obiektów historycznych nie może sobie na nie pozwolić.
Naturalnie w nowych czasach hotel przeszedł metamorfozę. Z dofinansowaniem ze środków Wielkopolskiego Regionalnego Programu Operacyjnego na lata 2007-2014 odremontowano pokoje hotelowe za blisko 900 tys. zł, umeblowano je za 345, 5 tys. zł, a także zmodernizowano siec telewizyjną za 53 tys. zł. – Im różnorodniejszą działalność prowadzi hotel, tym lepiej, więc i my ją zdywersyfikujemy – stwierdza Zbigniew Moliński. – Latem więc żyjemy z wesel, wykorzystując plenery 10-ha parku, zaś wiosna i jesień to szczyt sezonu konferencyjnego. Najgorzej jest zimą, ale się nie poddajemy. Organizujemy imprezy własne – koncerty noworoczne przez cały styczeń, bale w karnawale. W maju Rajd Pojazdów Zabytkowych, pikniki historyczne – dodaje. Będąca dziełem włoskich architektów Szymona Bellottiego i Pompeo Ferrariego rezydencja magnacka, a przez chwilę nawet króla Polski Stanisława Leszczyńskiego posiada ponoć własną białą damę, co bez wątpienia stanowi dodatkowy wabik. Odwiedza ją sporo grup zagranicznych, zwłaszcza Hiszpanów – nawet po kilka autokarów dziennie i Francuzów, z których część również nocuje. To jednak wszystko nie daje rocznie więcej obłożenia niż 30-40 proc. – Nie mamy złotej kury i nie ma co mówić, może trzeba zaciskać pasa, ale pracujemy dla idei - podsumowuje dyrektor.
Wzorem francuskie chateau
- Nasi rodacy chętnie wynajmują na lato domy w Toskanii albo w Prowansji, natomiast w Polsce, nie wiedzieć dlaczego urlopy chcą spędzać w hotelach i jeszcze czekają, aby im czas zorganizować – mówi Piotr Ciszek, właściciel Pałacu Nakomiady w Kętrzynie. 18 lat temu informatyk porzucił stolicę. Wraz z żoną kupili obiekt z trzystuletnią historią i wyremontowali go, przywracając do pierwotnego stanu. A zatem pałacu w stylu holenderskiego baroku, który należał kolejno do dwóch rodzin: Hoverbecków i von Redeckerów – z potomkami tych ostatnich Ciszkowie do dziś utrzymują przyjacielskie stosunki. – Pięć lat temu otworzyliśmy w pałacu pensjonat, oferując pięć stylowych pokoi – informuje Ciszek. Ale to nie jest formuła zwykłego hotelu, to dom rodzinny z kilkoma pokojami dla gości. Wzorem są rodzinne domy- pałace we Francji. Nie mamy recepcji, nie mamy telewizorów, nie przyjmujemy dzieci (psy po wcześniejszym uzgodnieniu, bo właściciela sami mają dwa czworonogi) i obowiązuje całkowity zakaz palenia papierosów. Nie organizujemy też konferencji i innych tzw. eventów – dodaje. Z czego więc się pałac utrzymuje? 85-90 proc. gości to klienci zagraniczni, z Niemiec, Austrii i Szwajcarii, lekką ręką mogący wydać 120-200 euro za dwójkę lub apartament. Warto dodać, nie standardową, hotelową klitkę ale przestrzenne pokoje 50 mkw, z których każdy ma inny, elegancki wystrój, intrygującą nazwę – np. Księżniczki czy historię – pokojowi Kruczemu patronuje ten najinteligentniejszy z ptaków, przez kilka lat „przyjaciel” właścicieli.
W 2002 r. zadebiutowała tutaj manufaktura ceramiczna, w której pracownicy z okolicznych wsi znaleźli pracę przy konstrukcji pieców kaflowych i kominków, płytek ściennych i mniejszych form. – Wzorujemy się na tutejszej, dawnej ceramice z regionu Warmii i Mazur - taka też zdobi pensjonatowe pokoje – uściśla Ciszek. Manufaktura Pałac Nakomiady realizuje zamówienia dla innych obiektów, a goście zainteresowani produkcją mogą sami coś „ulepić”. Wkrótce ma być rozbudowana, aby można było tu urządzać warsztaty z prawdziwego zdarzenia. Pytany o to, na ile obiekt na siebie zarabia, jego właściciel podkreśla, iż nie staje w szranki z hotelami. On po prostu wybrał taki pomysł na życie.
Świetlista przyszłość
Pytany o kondycję hoteli w obiektach historycznych Ryszard Skotniczny odpowiada krótko, że nie koniecznie dobrze sobie radzą. Wie co mówi. Za kilkadziesiąt milionów złotych, w niecałe trzy lata odremontował zabytkowy zespół dworski w Komborni koło Krosna w woj. podkarpackim, a czterogwiazdkowy Hotel Dwór Kombornia rentowność zyskał po kolejnych czterech. – Koszt odremontowania zamku, pałacu czy dworu i przekształcenia go w hotel jest dwukrotnie wyższy niż postawienie na tym samym terenie zupełnie nowego obiektu – oblicza Skotniczny. A Joanna Lamparska, dziennikarka, pisarka i eksploratorka Dolnego Śląska, a ostatnio współprowadząca w Canal Plus Discovery program dokumentalny „Kup pan zamek” ujawnia, że najdroższe takie przedsięwzięcia to wydatek rzędu nawet 60-80 mln zł. Za odwiert do źródła wód termalnych położony w Kotlinie Jeleniogórskiej Zamek Karpniki wyłożył blisko 15 mln zł. – Do tego dochodzi potem utrzymanie, w tym podatek od nieruchomości, który musimy płacić mimo, że przecież ocaliliśmy i przywróciliśmy turystyce dobro narodowe – kontynuuje Skotniczny. - A ten podatek jest dodatkowo o 20-30 proc. wyższy niż w przypadku zwykłych hoteli, gdyż wliczane są powierzchnie nieużytkowe (skosy, korytarze, baszty, podziemia z różnych przyczyn nie do wykorzystania) – dodaje. I przypomina, że w ostatnich latach, na fali euro 2012 otwarto sporo nowych hoteli w obiektach historycznych. Teraz wystawiane są na sprzedaż bo ich właściciele nie mierzyli zamiaru podług sił. Mimo to Skotniczny uważa, że może i musi być lepiej. Po pierwsze dlatego, że zmieniła się polityka rządu. – Dawid Lasek, Podsekretarz Stanu w Ministerstwie Sportu i Turystyki to pierwszy minister, który zachęca do odkrywania Polski – zauważa Skotniczny.
Plan POT na 2017-2018 koncentruje uwagę odbiorców na potencjale Polski jako doskonałego miejsca odpoczynku, a priorytetem jest właśnie promocja zamków, pałaców i dworów. – Potrzebna jest współpraca, tak jak na przykład w Alpach, gdzie razem promuje się kilka dolin oferujących wspólny skipass, a przy okazji pokazują się działające na ich terenie podmioty: miasteczka, hotele, restauracje – sugeruje Skotniczny. - Dlatego półtora roku temu stworzyliśmy Heritage Hotels Poland, fundację skupiającą początkowo dziesięć, a teraz już 25 hoteli w obiektach historycznych. Dzięki wspólnej polityce marketingowej mamy budżet na kampanie reklamowe i udział w targach oraz innych imprezach branżowych. Razem możemy bowiem więcej niż w pojedynkę. Jak pokazują statystyki kilkanaście proc. mniej rodaków wybrało w tym roku urlop za granicą. Można polemizować czy jest to dużo czy mało. Z pewnością dużo z punktu widzenia nadmorskich kurortów czy Zakopanego, które z nadmiaru przyjezdnych pękały w sezonie w szwach. Bardzo liczę na to, że Polacy, którzy już nauczyli się korzystać z urlopów inaczej, bardziej aktywnie, zaczną odkrywać perły architektury nie tylko za miedzą, ale nad Wisłą – dodaje Skotniczny, wiceprezes zarządu fundacji.
Anna Kłossowska