Urlopowi zdobywcy szczytów nonszalancji i głupoty
Informacje o niestosownym zachowaniu turystów na górskich szlakach, pojawiają się w mediach dość często, czasem w konwencji groteskowej bądź dramatycznej lub jako przejaw zadziwiającej bezmyślności. Doniesienie z Karkonoskiego Parku Narodowego przekracza granicę absurdu.
Łatwo zrozumieć motywy, które skłaniają dbające o wygląd modnisie do podjęcia wyzwania spaceru w pantofelkach na obcasie z Kuźnic przez Kalatówki i Halę Kondratową na Giewont. Ostatecznie Droga Brata Alberta jest brukowana, końcowe podejście też nie jest trudne, na szczyt doprowadza wygodny ciąg łańcuchów. Tłum prący pod górę stanowi zaś wdzięczną widownię potrafiącą docenić kształtne łydki w szpileczkach. Ostatecznie nie do takich poświęceń gotowa jest modna kobieta, aby zadziwić otoczenie. Jeszcze bardziej zdeterminowani bywają młodzieńcy szukający uznania kolegów. Jeden z nich chwali się w sieci wyprawą na Rysy w plażowych klapkach. Wszystko po to, aby na szczycie cyknąć sobie fotkę. Nie jakieś tam banalne selfie, jakie robią sobie himalaiści po wspinaczce na K2. Ale podczas opróżniania solidnej puszki piwa. Popis godny prawdziwie oddanego sprawie bibosza.
Brak kultury, czy modne obecnie chamstwo
Żarty żartami, przykład nonszalancji w zachowaniu na terenie Karkonoskiego Parku Narodowego, nie mieści się w kategorii komizmu sytuacyjnego. Kilkoro trunkowiczów wybrało się ze Szklarskiej Poręby na Halę Szrenicką. Zresztą nie wiadomo, czy pierwotna marszruta nie prowadziła dalej. Być może planowali dotrzeć do schroniska na Szrenicy. Mieli stąd już raptem dwa kroki. Czerwonym szlakiem pod górę do drogi i dalej do schroniska. A może wcale nie zamierzali iść na szczyt, ale wpaść do schroniska na Hali Szrenickiej, ale z tego pomysłu zrezygnowali. Woleli wypocząć pod gołym niebem, w otoczeniu przyrody, porastającej łąkę goryczki trojeściowej, sasanki i podbjałka alpejskiego. Czy jednak się da kontemplować przyrodę, ot tak, na sucho, dla niej samej? O ile przyjemniej przepłukać gardło pod kiełbaskę prosto z ogniska. Pech w tym, że regulamin KPN nie przewiduje wyjątków – nie należy schodzić z wyznaczonych szlaków, stawać na biwak w niedozwolonych miejscach, i tym bardziej rozpalać ognisk. O czym wiedziało lub nie, rozbawione grono opisywanych bywalców górskich tras. Tak czy inaczej, nie zastosowali się do przyjetych norm. Strażnicy Parku Narodowego przerwali piknik, nakazali zgasić ognisko, posprzątać po sobie i wrócić na szlak. Sprawę zaś skwitowali mandatem. Wieść o wydarzeniu (choć bez wchodzenia w szczegóły) znalazła się wśród wpisów na portalu społecznościowym i (co było do przewidzenia) rozbudziła emocje internautów. Komentarze krótkie, nie przebierające w słowach, ubolewające nad brakiem wyrobienia, kultury czy najzwyklejszym chamstwem, które weszło w modę i właśnie osiąga w naszym kraju fazę szczytową. Jeśli do tego bezceremonialnego stylu bycia człowiek przywyknie w życiu codziennym, kultywuje go też na urlopie.
Po pierwsze prowiant
Gdyby jednak oceniać spopularyzowany przez administratora parkowego portalu głupi incydent z innego punktu widzenia – znajdzie się w nim racjonalny punkt, jeden z wielu, o których przypominają przewodnicy górscy turystom wyruszającym na wycieczki. Po pierwsze należy zabrać ze sobą prowiant. Nigdy nie wiadomo, kiedy uda się dojść do schroniska, w którym będzie można odpocząć i coś zjeść. Najpraktyczniejsze są kanapki, byle bez sosu i dodatku warzyw. Pod wpływem temperatury pieczywo nasiąka i robi się niesmaczne. Dobrze jest mieć pod ręka przekąski, batony, czekoladę, owoce. Najważniejsza jest woda, na jednodniową wyprawę co najmniej dwa litry na osobę. Koniecznie trzeba znaleźć w plecaku miejsce na apteczkę z podstawową zawartością. Plastry i bandaże na wypadek otarć i stłuczeń. Leki przeciwbólowe i minerały przydają się w przypadkach bólów głowy wywołanych zmianą ciśnienia w górach i możliwych, przy braku treningu, skurczach łydek w czasie długich spacerów. Nieodzowna jest odpowiednia odzież uwzględniająca zmienną pogodę w różnych porach dnia, okulary przeciwsłoneczne i krem z filtrem. W wyposażeniu powinna znaleźć się też mapa z zaznaczonym szlakiem, kompas, latarka, scyzoryk, chusteczki higieniczne. Elementem, o którym nie trzeba przypominać jest telefon komórkowy, mało kto wyobraża siebie samego, w jakiejkolwiek sytuacji, bez smartfona. Ważne jednak, żeby przed wycieczką naładować baterię, a najlepiej mieć dodatkowo power bank. Nic bardziej frustrującego (a czasem niebezpiecznego), gdy aparat pada, a w pobliżu brak gniazdka w ścianie. Zasilacz awaryjny rozwiązuje ten problem.
Koniecznie rozpalić ognisko
W Polsce jest wiele górzystych miejsc godnych polecenia na krótkie weekendowe wypady. Ciekawie i niemęcząco wędruje się na przykład na Łysinę w Beskidzie Średnim, szlakami żółtym lub czerwonym. Niewysoko, do niespełna 900 m. n.p.m. Wycieczkę można zacząć od schroniska na Kudłaczach, pod którym zostawia się auto. Z tego miejsca rozciąga się pejzaż na Pasmo Koskowej Góry i Babią Górę, dalej na południu widać grzbiety Tatr. Na Łysinę dociera się spacerem w kilka godzin. Jeśli się jest w tym rejonie, warto odwiedzić obserwatorium astronomiczne na szczycie góry Lubomir, niedaleko wsi Węglówka, jedyne w Polsce udostępniane stale zwiedzającym. Przerwę w spacerze zazwyczaj zaplanuje się na Suchej Polanie pomiędzy szczytami Łysiny i Kaminnikiem Południowym. Przecina się w tym miejscu kilka szlaków. Można zatrzymać się na biwak i... rozpalić ognisko. Rzecz jasna, w wyznaczonym miejscu.