W oczach eksperta
Publikacje promocyjne pod specjalnym nadzorem

W różnych okresach funkcjonowania systemu „it” pojawiały się odmienne problemy. Choć kadrę turystyki stanowiły na ogół osoby identyfikujące się z tym zawodem, to jednak nie brakowało takich, którzy nie rozumieli misji turystyki, w tym roli informacji turystycznej, albo tylko udawali, że te zagadnienia pojmują. Takie osoby nie utrzymywały się jednak długo.
Wielkim problemem jednostek informacji turystycznej była systematyczna konieczność zmagania się z licznymi procedurami, które były przecież na ogół obce ludziom turystyki. Dziś trudno to wytłumaczyć przedstawicielom – także średniego pokolenia – ale każda (nawet najmniejsza) publikacja informacji turystycznej (włączając w to ulotki) musiała znaleźć się w rocznym planie wydawniczym „it” tworzonym przez Centralny Ośrodek Informacji Turystycznej, m.in. na podstawie wniosków wojewódzkich ośrodków „it”. A przecież w tych czasach nie było możliwości komunikowania się przez Internet, więc rola publikacji była znacznie większa.
Fortele kontra procedury
W COIT w Warszawie przyjęto założenie, aby nie ograniczać jakichkolwiek inicjatyw lokalnych, co najwyżej przedkładać regionom dodatkowe pomysły tytułów wydawniczych. Wszystkie tytuły publikacji zgłaszano do Ministerstwa Kultury i Sztuki, którego Departament Książki był wyrocznią w tej sprawie. Aby uzyskać pozytywną opinię uciekano się do pewnych forteli. Zgłaszano np. folder pt. „Chełm – miasto PKWN”, który zawierał tylko nadtytuł o tej treści, natomiast w całości poświęcony był np. kościołom i cerkwiom miasta. Nie mogąc uzyskać zgody na wydanie folderu „Jasna Góra” wystąpiono o zgodę na folder „Częstochowa”, którą to zgodę uzyskano, a na okładce umieszczono oczywiście zdjęcie klasztoru. W jednym z miast milicja nakazała nawet zdjęcie w centrum „it” okolicznościowego plakatu „Jasna Góra” wydanego przez COIT na zlecenie Ministerstwa Spraw Zagranicznych. O poziomie pracy ówczesnego Departamentu Książki świadczyła m.in. negatywna decyzja na druk informatora pt. „Chełmno”, ponieważ „miasto Chełm uzyskało już zgodę na druk publikacji”. Z serii folderów o zabytkach sakralnych jednego z miast wykreślono tytuły „Kościół św. Jana”, „Kościół św. Marcina”, wyrażając zgodę na druk folderów „Fara” i „Kolegiata”, które to tytuły w opinii urzędnika nie kojarzyły się z zagrożeniem dla PRL, a najpewniej z niczym się nie kojarzyły. Departament Książki nie wyraził zgody na wydanie folderu pt. „Michniów” (miejsce martyrologii - miejscowość na Kielecczyźnie spacyfikowana w czasie drugiej wojny światowej) ponieważ urzędnik, który odczytał tę nazwę jako „Mnichów”, stwierdził, że o taką publikację powinny zabiegać... władze kościelne. Innym razem władze Departamentu Książki skrytykowały spis leśnych pól biwakowych, ponieważ w wykazie nie podano… nazw ulic, przy których te pola się znajdowały.
Po wydrukowaniu każdego folderu trzeba było rozliczyć się drobiazgowo ze zużycia papieru – będącego towarem reglamentowanym.
Ze względów bezpieczeństwa cenzura kwestionowała różne informacje, np. taką, że jeden z campingów był położony przy ulicy Wojskowej.
Przepływ informacji utrudniał też niedostatek i powolność środków łączności. Do początków lat dziewięćdziesiątych XX w. nikt nie marzył o komputerach, a tym bardziej o Internecie. Wiele miast nie posiadało automatycznych połączeń telefonicznych, ważne komunikaty przekazywano prymitywnymi, często psującymi się dalekopisami (teleksami). Pierwszy telefaks pojawił się wkrótce po 1990 roku w centrum „it” w Koszalinie, a warszawskie placówki „it” dysponowały nim dopiero po kilku latach. Bardzo długo nie funkcjonowały w centrach „it” kopiarki, a gdy pojawiły się one, stosowne władze wymagały prowadzenia drobiazgowej dokumentacji poszczególnych odbitek.
Ratunek w integracji środowiska
W tych trudnych warunkach system „it” rozwijał się jednak, jak na ówczesne czasy, całkiem nieźle. Spowodowali to wspaniali ludzie „it”, którzy osiągali efekty dzięki zamiłowaniu i pełnemu poświęceniu dla tej pracy. Przez długie lata pracownicy „it” tworzyli bardzo zintegrowaną grupę. Częste kontakty, m.in. z okazji szkoleń, niewątpliwie przyczyniały się do jej uściślenia. Jednak największym efektem tych spotkań była możliwość wspólnego budowania programów pracy systemu „it” i bardzo istotne – tworzenia wyjątkowo dobrego klimatu integrującego całe środowisko.
Stało się przez wiele lat tradycją, że te założenia programowe nie powstawały w biurze Centralnego Ośrodka Informacji Turystycznej w Warszawie, lecz w trakcie spotkań pracowników „it” z całego kraju, czyli tych, którzy mając bezpośredni kontakt z turystą, najlepiej znali jego potrzeby.
Ludzie ”it” potrafili sobie wspaniale radzić z biurokracją, choć tracili na to zbyt dużo czasu.
dr Jan Paweł Piotrowski
ALMAMER Szkoła Wyższa