Więcej połączeń z Czech i Węgier do Polski
Czeski przewoźnik Leo Express uruchomi połączenia autobusowe m.in. z Pragi i Budapesztu do Warszawy. Pierwsze kursy mają się rozpocząć już 29 sierpnia.
Leo Express to czeski, prywatny przewoźnik działający od 2010 roku, a od 2012 realizujący regularne połączenia na trasie Praga-Bogumin. Po okresie rozwoju w Czechach, próbuje teraz podbijać również europejski rynek transportu. Od trzech miesięcy działa już w Niemczech, a teraz – nie pierwszy już raz – próbuje wejść pod własną marką także na polski rynek.
Pod marką Leo Express, przewoźnik realizuje zarówno przewozy autobusowe jak również transport kolejowy. W Polsce na razie otwiera pierwszą linię autobusową, która ma skomunikować polskie miasta z Węgrami i Czechami. Pierwsze autobusy Leo Express na trasę Warszawa – Kielce – Kraków – Nowy Sącz – Lubowla – Kieżmark - Poprad – Preszów- Koszyce – Miszkolc – Budapeszt mają wyjechać już 29 sierpnia. Koszt przejazdu? Ma się zaczynać już od 19 złotych.
W Polsce Leo Expres nie jest obcy, obsługuje m.in. linie łączące miasta z południa Polski ze Słowacją. Autobusy jeżdżą pod marką Tiger Express, którą wykupił w 2016 r. Jak przekonuje przewoźnik, łączenie kursów po poszerzeniu ich siatki ułatwi komunikację m.in. mieszkańcom Katowic, Łodzi, Torunia, Trójmiasta i Słupska.
Nowe połączenia autobusowe to jednak nie koniec ekspansji Leo Express w Polsce. Czeski przewoźnik od lat próbuje wejść również na polskie tory. W maju złożył nawet wniosek o otwarty dostęp do polskich torów, który miałby umożliwić mu realizację połączeń kolejowych na trasie Kraków – Praga, przez Jaworzno, Katowice, Pszczynę, Zebrzydowice, Ostrawę i Ołomuniec. Z deklaracji spółki wynika, że pierwsze pociągi miałyby wyjechać na polskie tory jeszcze w tym roku.
Czy się to uda? Nie wiadomo. – Trzy tygodnie trwało ustalanie, czy sam wniosek o otwarty dostęp do torów jest w porządku, choć sporządziliśmy go dokładnie według wytycznych. Potem minęły kolejne, zanim nasz akces Urząd Transportu Kolejowego opublikował na stronie internetowej – mówi „Gazecie Wyborczej” Peter Jancovic z Leo Express. – Potem minister infrastruktury, jako organizator połączeń kolejowych dotowanych z budżetu państwa, zawnioskował o opinię, czy nasz pociąg nie zagraża PKP Intercity. Na dodatek zrobił to na cztery dni przed upływem terminu, co wydłuża nasz okres oczekiwania. Mamy sierpień i końca nie widać – żali się przedstawiciel czeskiego przewoźnika.
Urząd Transportu Kolejowego przekonuje jednak, że to standardowa procedura. – Zgodnie z obowiązującymi przepisami prezes UTK rozpatruje wniosek złożony przez podmiot uprawniony. Jeśli uzna, że wnioskodawca nie przedstawił wszystkich informacji, może domagać się dodatkowych. Jeśli takie informacje nie zostaną przedstawione w określonych terminach lub też wniosek nie jest wystarczająco umotywowany, zostaje odrzucony – wyjaśnia „Wyborczej” Tomasz Frankowski z UTK.
Źródło: rp.pl, wyborcza.pl; fot. Petr Štefek/Wikipedia CC