Posiedzenie Rady POT
Przedsiębiorcy o barierach rozwoju polskiej turystyki
Przyspieszanie z nogą na hamulcu
Wpływ na pogłębienie negatywnych zjawisk mają zdaniem wypowiadajacych się przedsiebiorców, znane nie tylko branży turystycznej absurdy polskiego prawodawstwa, w którym roi się od wzajemnie wykluczających się przepisów utrudniających prowadzenie działalności gospodarczej. Jednym z nonsensów biurokratycznych stało się wprowadzenie paradoksalnych norm przyznawania wsparcia unijnego dla projektów rozwijających turystykę przyjazdową, jednocześnie blokując biurom podróży dostęp do tego źródła unijnych pieniędzy. Aby touroperator mógł skorzystać z dofinansowania na inwestycję w nowe technologie, druk katalogów czy udział w targach - musi dowieść, iż przedsiębiorstwo w swojej działalności tylko w 30 procentach poświęca się organizacji przyjazdów turystów zagranicznych do Polski. Tymczasem proporcje w praktyce są odwrotne. Pomimo iż konsultacje w gronie ekspertów ekonomicznych potwierdzają zaistnienie błędu w przepisach – apele o jego wyeliminowanie pozostają bez echa. Brak stosownej reakcji ze strony urzędów odpowiedzialnych za skorygowanie pomyłki, przekreśla na wstępie szansę przedsiębiorców na uzyskanie dofinansowania unijnego przeznaczonego w teorii na wymienione cele.
Podobną handlową drogą do nikąd stała się interpretacja przepisów unijnego prawa uniemożliwiająca skorzystanie przez biura podróży z dofinansowania udziału w targach turystycznych. Rezultatem opacznie rozumianych zasad kształtujących współpracę instytucji publicznych z sektorem prywatnym stało się zredukowanie liczby touroperatorów biorących udział w zagranicznych imprezach targowych. Polską turystykę reprezentują często osamotnione regionalne organizacje turystyczne. Ich pracownicy z natury rzeczy mogą potencjalnym klientom przekazać jedynie ogólne informacje o promowanych atrakcjach. Konkretnych ofert, o które pytają turyści – już nie. Podobnych przeszkód jurydycznych nie stwarza się w starych krajach Unii Europejskiej o rozwiniętej gospodarce i kulturze prawnej. Lepiej niż Polska uporali się też z nimi nowi członkowie wspólnoty unijnej - Czesi i Węgrzy.
Świadomość strat wynikających dla polskiej turystyki jest tym wyraźniejsza, że gotowe do ponoszenia solidarnie kosztów promowania i sprzedaży oferty turystycznej naszego kraju są nie tylko duże biura turystyczne, ale także gestorzy bazy hotelowej i gastronomicznej oraz firmy transportowe. Połączenie sił i funduszy utrudnia prawo źle stanowione przez narodowe ciało ustawodawcze.
W zgodnej opinii przedstawicieli tych sektorów największa liczba niekorzystnych uregulowań prawnych hamujących rozwój gospodarki turystycznej występuje w jurysdykcji podatkowej. I tak, w ustawach o podatku dochodowym od osób prawnych i od osób fizycznych oraz w ustawie o podatku VAT legislator zawarł przepisy wykluczające możliwość wliczania w koszty działalności przedsiębiorcy turystycznego usług hotelarskich i gastronomicznych oraz odliczania podatku VAT zapłaconego za nie. Niekorzystne uregulowania w tym zakresie wywierają odczuwalny wpływ na stan gospodarki turystycznej wskutek zmniejszenia popytu na usługi hotelarskie i gastronomiczne. Tworzą bariery aktywizacji gospodarczej regionów i miejscowości, tym bardziej, że rozwój działalności gastronomicznej i hotelarskiej w sposób wydatny sprzyja likwidacji bezrobocia na lokalnych rynkach pracy.
Niedostateczna wiedza o regułach tworzenia produktu oferowanego klientom
W parze z wadami legislacyjnymi idą też szkodliwe stereotypy pokutujące od lat w świadomości społecznej tworzące aurę nieufności wokół sektora prywatnego. Niechęć do zrozumienia sensu działalności handlowej prowadzonej przez biura podróży daje o sobie znać na przykład przy próbach ustalenia właściwych założeń współpracy z instytucjami, w których gestii spoczywa administrowanie atrakcjami turystycznymi. Do takich należą między innymi placówki muzealne. Także te najbardziej renomowane. Z reguły odmawiają one zawierania umów prowizyjnych, motywujących firmy do umieszczania ich ofert w katalogach sprzedażowych i bagatelizują wymóg ustalania z koniecznym wyprzedzeniem cen biletów. Co więcej, zdarza się, że nieskrywany sprzeciw budzi perspektywa ewentualnego zwiększenia frekwencji w administrowanych placówkach, tłumaczona obawą o stan ekspozycji, której rzekomo zagraża obecność grup turystów. Z kolei brak wśród pracowników instytucji publicznych odpowiadających za tworzenie atrakcji turystycznych, wiedzy na temat reguł tworzenia finalnego produktu oferowanego klientom prowadzi do popełniania trudnych do naprawienia zasadniczych błędów marketingowych. Należy do nich na przykład nagminna praktyka nadawania udanym propozycjom wystawienniczym nietrafionych nazw, nie pobudzających wyobraźni, trudnych do zapamiętania i niejednokrotnie niemożliwych do sensownego przetłumaczenia na język obcy.
Mnożyć można przykłady niezrozumienia logiki związku, jaki istnieje pomiędzy działaniami promującymi wizerunek miast, gmin i regionów ze sprzedażą produktu turystycznego. Przejawia się ono między innymi w nieumiejętnym posługiwaniu się narzędziem marketingowym, jakim jest organizacja podróży studyjnych. Pracownicy instytucji odpowiedzialni za promocję organizują je bez porozumienia z biurami podróży. A czasem bez ich wiedzy. Ich udział zaś jest niezbędny, bowiem zgodnie z ogólnie znaną definicją promocja produktowa powinna wykorzystywać najciekawsze elementy promocji wizerunkowej i być z nią powiązana. Dobrze sprzedany produkt turystyczny stanowi zamknięcie cyklu promocyjnego przynoszącego dochody promowanego regionu lub miasta.