Idee są ognioodporne
Nie ma na świecie wielu stolic, które można by, podobnie jak Kijów, przewędrować śladem narodowych kuchni. Miasto przygarniało przedstawicieli wielu nacji. Przybysze osiedlali się na krócej lub dłużej, wprowadzając własne zwyczaje kulinarne. Polska reprezentowana była skromniutko. Jest szansa by to zmienić za sprawą Krakowa i inicjatywy w promowaniu polskiej kuchni podjętej przez ośrodek Polskiej Organizacji Turystycznej w Kijowie i Małopolską Organizację Turystyczną.
Kijowianie lubią spędzać czas w restauracjach, posilać się, pokrzepić i podtrzymywać więzi towarzyskie. Lokali jest w mieście bez liku. W gastronomii panuje ciągły ruch, nie tylko klientów, ale i w samej branży. Otwierają się nowe restauracje i knajpki, zamykają te o rentowności poniżej oczekiwań właścicieli. Dobrze się mają lokale z kuchnią japońską, frekwencją cieszą się pizzerie, miejsca z menu śródziemnomorskim, a także serwujące dania gruzińskie, uzbeckie, tureckie. Zadowoleni będą amatorzy potraw tradycyjnie kojarzonych ze stołami Czechów i Węgrów. Natomiast kogoś, kto miałby ochotę zamówić coś na ząb typowo polskiego, mógłby spotkać zawód. Kuchnia polska i ukraińska są do siebie podobne. Być może ten brak wyrazistej różnicy powodował, że restauratorzy nie specjalizowali się w polskiej karcie.
Sukces, po nim pechowe zrządzenie losu
Wyjątkiem był Tomasz Tomczyk, który w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku wyjechał do dawnego Związku Radzieckiego, następnie udanie rozwinął działalność biznesową na Ukrainie. Nie związaną z gastronomią. Bardziej z pobudek sentymentalnych niż ekonomicznych, otworzył we wzniesionym w tym celu, stylizowanym architektonicznie, drewnianym budynku, karczmę „Opałkowa Chata”. Pomógł w tym dziele znakomity kucharz, miłośnik polskiej tradycji kulinarnej, dawniej przez kilkanaście lat przemierzający oceany świata, marynarz, kapitan żeglugi wielkiej, Wiesław Ambros. „Opałkowa Chata” spełniła oczekiwania. Zdobyła popularność i rzeszę rozsmakowanych gości, którym nie psuły apetytu słone rachunki. Jeśli zawdzięczała nazwę skojarzeniu z baśniowym Opałkiem, nadwornym królewskim kronikarzem zbierającym legendy i notującym wszystko, co istotnego się wydarzyło – to nawiązanie było trafne. Gość „Opałkowej Chaty” siadając do stołu, obcował z tradycjami i kulturą kulinarną polskich regionów.
To tylko materia
– Przez kilka kolejnych lat, zawsze w ostatnią sobotę maja, Tomasz Tomczyk urządzał Dzień Polskiej Kuchni z udziałem kucharzy z Polski, połączony z występami gwiazd polskiej i ukraińskiej sceny muzycznej. Gośćmi bywali ukraińscy deputowani, ministrowie, przedstawiciele korpusu dyplomatycznego, artyści, dziennikarze, działacze stowarzyszeń polonijnych, razem kilkaset osób. Polska Organizacja Turystyczna kilkakrotnie uczestniczyła w organizacjі tego święta, które miało także bardzo mocny walor promocyjny – mówi Włodzimierz Szczurek, dyrektor Zagranicznego Ośrodka POT w Kijowie.
Wskutek pechowego zrządzenia losu, w 2011 roku, niemal w przeddzień kolejnej imprezy, w drewnianych pomieszczeniach Opałkowej Chaty wybuchł pożar. Po znanym, wspaniale prosperującym lokalu pozostały popioły. Ale to tylko materia, idee są ognioodporne. Odradzają się tak, jak i ta, kiedy rok później Tomasz Tomczyk wziął w dzierżawę hotel na przedmieściach Kijowa. Zmienił nazwę. Tym razem bez przenośni literackich. Odniesienie było jednoznaczne. Kraków. Z zespołem kucharzy z „Opałkowej Chaty” spróbował odtworzyć jej renomę w innych realiach. Dał jednak za wygraną. Zrezygnował. Wyjechał z Ukrainy. Na decyzji zaważył wybuch protestów społecznych i konsekwencje Euromajdanu. Hotel trafił w inne ręce. Rozpierzchł się dotychczasowy personel kuchni. Coś z tradycji mimo wszystko pozostało.
Switłana Jastrubenko, obecna menedżer zarządzająca hotelem i restauracją, wspomina moment, kiedy podjęła się misji pokierowania „Krakowem”. – Kiedy przyszłam tutaj pierwszy raz, nie bardzo wiedziałam dlaczego „Kraków”? Ale szybko zrozumiałam. Zakochałam się w polskiej kuchni i w polskiej kulturze. Można powiedzieć, że biznesowy projekt jakim na początku był dla mnie hotel i restauracja, przerodził się w pasję. Odwiedziłam Warszawę i Kraków. Kiedy lubisz swoją pracę, zaczyna się ona dobrze rozwijać. Nasz zakład odwiedza wielu Polaków, którzy wysoko oceniają kuchnię naszej restauracji – mówi Jastrubenko podkreślając rosnącą popularność restauracji i powrót gości o znanych nazwiskach, między innymi ludzi estrady. – Niedawno gościliśmy Andrija Makarewycza, lidera znanego zespołu rockowego Maszyna Wriemieni, który próbował naszych pierogów i kaczki. Był zachwycony – zapewnia z dumą Jastrubenko.
Pomógł zbieg okoliczności
Klimat miejsca tworzy nie tylko dobra kuchnia. Konieczne jest coś więcej. Dyrektor ZOPOT w Kijowie, któremu nigdy nie brakowało zawodowej ikry, nie przegapia okazji do promocji Polski i polskiej turystyki. Tym razem rzucił pomysł najprostszy z możliwych. Kiedy Switłana Jastrubenko zwróciła się do ośrodka POT o materiały promocyjne, zaproponował powrót i rozwinięcie idei Tomasza Tomczyka. Pomógł zbieg okoliczności. W listopadzie ubiegłego roku, w Kijowie, odbywała się konferencja branżowa. W gronie obecnych zaproszonych do wygłoszenia oficjalnych wystąpień, była przedstawicielka Małopolskiej Organizacji Turystycznej Elżbieta Tomczyk-Miczka, podróżniczka, autorka książek o regionalnych kulinariach, koordynująca program certyfikowania karczm regionalnych w ramach projektu „Małopolska Trasa Smakoszy”. Zbieżność nazwisk z byłym właścicielem hotelu „Kraków”, choć przypadkowa, na pewno w takich sytuacjach na swój sposób pomaga. Zaciekawia. Zachęca do zadzierzgnięcia bliższej znajomości. Rekonesans krakowianki w kijowskim „Krakowie”, a przede wszystkim w jego części gastronomicznej, wypadł inspirująco. – Ta wizyta utwierdziła mnie w przekonaniu, że restauracja „Kraków” to obiekt, z którym można wiązać nadzieje na dobrą współprace. Widzę wielką dbałość zarządzających obiektem o detale i jakość usług. Wiele znaczy symbolika aranżacji z elementami polskimi i krakowskimi. A to atuty, które mają znaczenie przy wyborze karczm „Małopolskiej Trasy Smakoszy”. Serwowany w restauracji polski żurek zachwycił mnie – przytacza swoje oceny Elżbieta Tomczyk-Miczka. Ciąg dalszy, do przewidzenia. Projekt małopolskiej karczmy w Kijowie przypadł również do gustu prezesowi Małopolskiej Organizacji Turystycznej, wicemarszałkowi Leszkowi Zegzdzie.
Niuanse urzędów nie interesują
Na początek należało głębiej wprowadzić w tajniki małopolskich receptur kulinarnych Serhija Morozowa, szefa kuchni. Był z tym związany pewien problem. Decyzję o zaproszeniu do Polski na praktykę w restauracji specjalizującej się w daniach regionalnych, łatwo podjąć, trudniej zrealizować. Wiadomo, formalności. Procedury wizowe, a dalej znalezienie restauratora, który zgodziłby się przyjąć stażystę z Ukrainy. Nauka bezpłatna, ale nieufnych z natury urzędów powołanych do kontroli, takie niuanse nie interesują. Z definicji ktoś taki, to po prostu pracownik zatrudniony na czarno. Nie każdemu pracodawcy uśmiecha się ryzyko konsekwencji podobnych podejrzeń i zarzutów. Z pomocą zaofiarował się Jacek Legendziewicz, rzutki przedsiębiorca turystyczny, właściciel Jordan Group i między innymi czterogwiazdkowego krakowskiego hotelu Galaxy, niedaleko Starego Miasta. Człowiek z wyobraźnią. Hotelową restaurację, nazwał imieniem Andromedy, mitycznej piękności, którą bogowie zmienili w gwiazdozbiór. I istotnie jaśnieje na krakowskim niebie, najprawdziwszym haut cuisine. Motto restauracji głosi, że „każdy posiłek to podróż w krainę smaku, a każda noc powinna mieć swoje menu”. Serhij Morozow nie mógł lepiej trafić. Szefem kuchni jest tu utytułowany Tomasz Dziura, Król Gęsiny, zwycięzca konkursu na najlepsze danie z tego rodzaju drobiu, wcześniej przez wiele lat gotujący w słynnym Copernicusie wyróżnionym gwiazdą przewodnika Michelin. Andromeda ma pozycję. Kojarzy się z elegancją, stylem i jakością. Przede wszystkim jakością. Podaje się tu dania przyrządzane z produktów regionalnych, certyfikowanych, z naturalnych upraw i hodowli. Jest od kogo się uczyć.
Wysunięta daleko na wschód, kulinarna placówka Małopolski
Szef kuchni restauracji „Kraków” w lutym tego roku z powodzeniem zgłębiał tajniki przepisów i metody komponowania wybranych dań. – Z polskich potraw bardzo spodobał mi się żurek, a dokładnie polska technologia jego przygotowania oraz krem z kiszonych ogórków na bulionie z jagniąt. Jestem przekonany, że to danie będzie Ukraińcom bardzo smakować. A jeszcze sernik krakowski, bardzo smaczny. Myślę, że Ukraińcy także wysoko ocenią jego smak. Ogólnie, polska kuchnia wyróżnia się tym, że wykorzystuje molekularne technologie, a to już wysoki, europejski poziom. To zdrowa kuchnia, pożywne dania z ekologicznych produktów. Bardzo mi się to spodobało i chciałbym, aby ukraińska kuchnia też rozwijała się w ten sposób. Oczywiście przekażę swoje doświadczenia całemu personelowi naszej restauracji. Jestem gotów także podzielić się nowymi nawykami gotowania polskich dań z każdym chętnym kolegą-kucharzem jaki wyrazi takie życzenie – zapewnia Serhij Morozow.
Edukacja trwa, efekty nie przychodzą natychmiast. Dyrektor Szczurek nie ponagla, ale koncepcyjnie trzyma się symbolicznej daty, a ta nie jest odległa. – W założeniu, zwieńczeniem naszego projektu ma być uroczystość nadania restauracji „Kraków” tytułu Małopolskiej Karczmy Regionalnej. Aby dochować tradycji, najlepiej zorganizować ją w ostatnią sobotę maja. Swój udział zapowiedzieli przedstawiciele Małopolski, liczymy na delegację z Krakowa, chcemy zaprosić przedstawicieli polskiej ambasady i Instytutu Polskiego. Najważniejsi będą jednak ukraińscy goście. W wydarzeniu wezmą na pewno udział dziennikarze, przedstawiciele branży turystycznej, wszyscy miłośnicy polskiej kuchni i Polski. Wiemy doskonale, że jest ich w Kijowie niemało. Zewsząd słyszę wyrażane z nadzieją opinie o oczekiwanym powrocie do organizowanego w ubiegłych latach Dnia Polskiej Kuchni – wybiega myślą w przyszłość Włodzimierz Szczurek.
Dobrze rokuje zainicjowanemu przedsięwzięciu także dyrektor biura MOT, Paweł Mierniczak. – Perspektywa współpracy z hotelem i restauracją „Kraków” w Kijowie, poprzez nadanie obiektowi certyfikatu „Regionalnej Kraczmy Małopolski”, to działania długofalowe na rynku ukraińskim. Hotel „Kraków” będzie wysuniętą daleko na wschód placówką Małopolski, gdzie będzie można organizować Dni Polskiej Kuchni, wydarzenia i imprezy o charakterze promocyjnym – przewiduje dyrektor Mierniczak.