Konferencja prasowa DOT
Potrzeba turystycznej edukacji aż krzyczy

Nawet książę Kościoła, kard. Henryk Gulbinowicz, metropolita wrocławski senior przejął się tym, że rok 2013 Sejmik Województwa Dolnośląskiego ogłosił Rokiem Turystyki Edukacyjnej i przyszedł na konferencję prasową do gmachu Urzędu Wojewódzkiego we Wrocławiu. Bardziej niż spotkanie z mediami konferencja przypominała jednak debatę o tym co zrobić, żeby turystyka dostała naprawdę zielone światło i stała się motorem napędowym gospodarki Dolnego Śląska.
W strategii rozwoju województwa dolnośląskiego turystyka dostała ważne miejsce, zwłaszcza tam, gdzie w naturalny sposób już się rozwija, ale też dostrzeżono fakt, że są miejsca, gdzie powinna rozwijać się mocniej – na przykład w Dolinie Baryczy, która słynie ze stawów milickich, gdzie ptactwo przyjeżdżają oglądać zapaleńcy z całego świata. Cóż jednak z tego, skoro infrastruktura turystyczna jest tam słabo rozwinięta. Ale to szczegół, natomiast generalnie nie powstała dla Dolnego Śląska jednolita oferta turystyczna. Owszem, Dolny Śląsk sprzedaje medialnie swe wspaniałe zamki i pałace, chełpi się górami i zabytkami, ale wciąż nie ujęto tego w jednolitą ofertę. Tak, żeby turysta, który przyjedzie na przykład do Wrocławia, mógł pójść do pierwszego lepszego biura i zamówić sobie objazdówkę po atrakcjach regionu.
Statystycznie jest źle
Dlaczego? Bo wiedza Dolnoślązaków o atrakcyjności Dolnego Śląska jest niewielka lub nie ma jej wcale. Dowodzą tego badania przeprowadzone przez Centrum Monitoringu Społecznego i Kultury Obywatelskiej. Aż jednej trzeciej Dolnoślązaków nic się z regionem nie kojarzy, pozostali wymieniają najczęściej Wrocław jako stolicę regionu, góry, „ładną okolicę” i własne miejsce zamieszkania. Potrzeba edukacji jest więc ogromna i trzeba samemu wziąć sprawy we własne ręce, ponieważ edukacja regionalna zniknęła niedawno z podstawy programowej w szkołach. Realizowana była w ramach międzyprzedmiotowej ścieżki edukacyjnej. Owszem, nauczyciele mogą dalej tym się zajmować, ale podczas dodatkowych godzin. Jeśli w szkole nie znajdzie się pasjonat-regionalista, takich zajęć nie będzie.
Rajmund Papiernik, dyrektor biura zarządu Dolnośląskiej Organizacji Turystycznej, ma świadomość ogromnego deficytu świadomości regionalnej Dolnoślązaków i od dawna apeluje, żeby mu zaradzić. Rok Edukacji Turystycznej jest pierwszym krokiem. Sejmik podjął w tej sprawie rezolucję bez oporów i zastrzeżeń, a brzemię przygotowania działań zlecił DOT. Koszt? 300 tys. zł. Niewiele, ale to na początek powinno starczyć. Przygotowany zostanie m.in. katalog atrakcji turystycznych, który ma przekonać nauczycieli, że Dolny Śląsk to istne edukacyjne eldorado. Skierowany zostanie nie tylko do Dolnoślązaków.
Rok to za mało, ale lepsze mało niż nic i od czegoś trzeba zacząć
- A to dopiero początek - zapewnia poseł Jarosław Harłampowicz, prezes DOT. - Rok Turystyki Edukacyjnej na Dolnym Śląsku nie będzie czasem „konsumowania” tejże turystyki, tylko konstruowania produktów turystycznych dla szkół, turystów indywidualnych, dzieci i dorosłych. Dlatego trzeba przygotować takie narzędzie, jak katalog, który pomoże w przygotowaniu oferty. Ten rok będzie więc rokiem budowania produktów edukacyjnych w turystyce. Gdy będą produkty turystyczne, będzie można wyjść z ich promocją. Pieniądze nie są takim problemem, jak brak koordynacji. Liczne walory Dolnego Śląska to plus, na którym Dolnoślązacy mogą zrobić pieniądze. Jak to zrobić w praktyce? Poznać oczekiwania branży i uspójnić jej działania, skierować odpowiednie produkty do szkół i tak je opakować, żeby były atrakcyjne rynkowo. Ciągła praca czeka nas też w zakresie budowania tożsamości regionalnej.
Tożsamość regionalna Dolnoślązaków budowana jest od 1945 r., ale ma już mocne korzenie – do głosu doszły wnuczęta osiedleńców, które mówią o sobie, że są stąd, czyli, że są Dolnoślązakami. Co ważne, o pochodzeniu przodków nie zapominają, ale potrafią już czerpać z bogactwa skomplikowanej historii Dolnego Śląska. Im nie przeszkadza, że do 1945 r. Wrocław był Breslau, Jelenia Góra nazywała się Hirschberg, a Bolesławiec nosił nazwę Bunzlau. Historii nie zmienimy, co więcej, może być wabikiem turystycznym. Tak podeszli do tego choćby w Parku Miniatur Zabytków Dolnego Śląska w Kowarach, który w tym roku zwiedziło ponad 300 tys. osób (Marian Piasecki, twórca tego sukcesu, ma już filię w Niechorzu, gdzie pokazuje latarnie morskie w miniaturze). Nie narzekają też na frekwencję w byłej kopalni złota w Złotym Stoku, choć powstają na Dolnym Śląsku kolejne atrakcje na mapie turystyki edukacyjnej, np. muzeum powozów w Galowicach (prywatne) i muzeum motoryzacji w Ślęzie (też inicjatywa prywatna).
Edukacja to proces ciągły i obejmuje też dorosłych, przypomina dyr. Rajmund Papiernik. Temu celowi służyć będzie regionalne centrum edukacyjne.
Kardynał jest nasz, choć z Wileńszczyzny
Kardynał Henryk Gulbinowicz jest Dolnoślązakiem pełną gębą, choć przyszedł do Wrocławia z Białegostoku, a pochodzi z Wileńszczyzny, co ciągle podkreśla, dając przykład umiłowania małej ojczyzny. Podczas konferencji prasowej mówił jednak głównie o Henrykowie, który jest jego oczkiem w głowie. Przejął były klasztor cystersów 21 lat temu, gdy skasowano w nim szkołę agrarną. Umieścił w barokowym opactwie kleryków I roku seminarium duchownego i kazał otworzyć się na świat. Przy seminarium, które można zwiedzać, utworzono zwierzyniec. Samo zaś seminarium przypomina galerię sztuki. W tych murach zapisano pierwsze zdanie w języku polskim w tzw. Księdze Henrykowskiej, dlatego Henryków zyskał marketingowe miano Klasztoru Księgi Henrykowskiej. Niestety, leży na uboczu. DOT postanowiła pomóc w rozwoju tego niezwykłego miejsca i ważnego dla turystyki edukacyjnej. Przygotowała jego strategię rozwoju turystycznego. Przewodniczący Jerzy Pokój przekazał dokument na ręce kard. Gulbinowicza podczas konferencji prasowej. Dar to iście królewski, co Jego Eminencja docenił. Do lektury zaraz się zabrał.
Marek Perzyński