Dolnośląska ROT stała się poważnym graczem na międzynarodowym rynku
Sankt Petersburg złapał haczyk, Dolny Śląsk łowi rosyjskich turystów

Dolnośląska Organizacja Turystyczna wydrukowała po rosyjsku kilkudziesięciostronicowy informator o Dolnym Śląsku i wynajęła autokar, którym zawiozła do Sankt Petersburga ponad 20 touroperatorów i przedstawicieli samorządu. Dolnoślązacy dotarli na targi turystyczne Lentravel po 32 godzinach jazdy, ale po powrocie na trudy podróży nie sarkał nikt. Workshop polskich i rosyjskich biur podróży, zorganizowany w polskim konsulacie generalnym w Sankt Petersburgu, był tak udany, że już planowany jest kolejny wyjazd – w październiku br. Bo wtedy odbywa się jesienna edycja tych targów.
Rosjanie nie mogli uwierzyć własnym oczom, że na targach turystycznych Lentravel, które trwały przez dwa kwietniowe dni na dziedzińcu twierdzy pietropawłowskiej, widzą stoisko Dolnego Śląska. Bo daleko i kraj – jak się okazuje – dla Rosjan... egzotyczny.
Wrocław? Dolny Śląsk? - pytali zaciekawieni. Jeśli kojarzyli do tej pory jakieś miasta w Polsce, to były to na ogół Warszawa i Kraków. Wrocław zaczęli kojarzyć po Euro 2012, ale są to głównie kibice. Dotąd wspominają, jak strzelili we Wrocławiu Czechom 4:1.
- Dolny Śląsk odwiedza rocznie około dwa miliony turystów – mówi Rajmund Papiernik, dyrektor biura zarządu Dolnośląskiej Organizacji Turystycznej. - Wśród obcokrajowców najwięcej jest Niemców (175 tysięcy), następną grupą są turyści z krajów anglojęzycznych (45 tysięcy) i tyle samo – 45 tysięcy – jest turystów rosyjskojęzycznych, ale liczba turystów z Niemiec od lat utrzymuje się na podobnym poziomie, a turystów z krajów byłego ZSRR przybywa rocznie o około 30 procent, więc szczególnie warto dbać o ten rynek.
Dolnoślązacy mają Rosjanom do zaoferowania pokłady historii, luksus i sklepy na każdą kieszeń. W 1813 roku gościł na Dolnym Śląsku rosyjski car, aby wraz z Prusami, do których należał wówczas Śląsk, wyganiać z tej części Europy Napoleona i jego żołnierzy. Kutuzow, rosyjski generał, który na Dolnym Śląsku zakończył życie, dostał w Bolesławiu wspaniały obelisk i wciąż go można oglądać. A to jedna z wielu pamiątek z tamtego okresu. Do tej samej kategorii należą pamiątki po armii sowieckiej, która weszła do Polski w 1945 r. i została z nami na bardzo długo. Tak długo, że mawiano „Z nami od dziecka armia radziecka”. W Legnicy, zwanej małą Moskwą (bo połowa miasta zajęta była przez sowiecki garnizon), został grób „niewolnicy miłości”. Tak nazywają tu Rosjankę, która zakochała się w Polaku (z wzajemnością), ale NKWD o takich sojuszach nie chciało nawet słyszeć. Kobietę znaleziono powieszoną w parku. Nakręcono o tym film. Niektórzy kręcą nosem, że w centrum Legnicy stoi pomnik sojuszu polsko-sowieckiego (symbolizują go żołnierz polski i sowiecki), ale przeciwnicy jego usunięcia mówią, że to pamiątka. No i jest co pokazać Rosjanom, gdy przyjeżdżają.
A Rosjanie są sentymentalni. Ot, słowiańska dusza. Z oficerami sowieckimi do baz w Polsce przyjeżdżały całe rodziny. Dzieci tu dorastały, rodzicom mijała młodość. Dziś wracają, żeby zobaczyć, jak miejsca z czasów ich młodości wyglądają po latach. Są mile widzianymi gośćmi.
Wydawnictwo, które przygotowała Dolnośląska Organizacja Turystyczna na rynek rosyjski, podzielone jest na trzy części. W pierwszej jest mowa o pamiątkach z czasów Kutuzowa i z okresu, gdy w Polsce były sowieckie bazy, w drugiej – o świątyniach prawosławnych na Dolnym Śląsku, a trzecia jest poświęcona największym dolnośląskim atrakcjom (m.in. była kopalnia złota w Złotym Stoku, zamek Kliczków, miasteczko Western City w Karpaczu, jaskinia Niedźwiedzia w Kletnie, twierdza Kłodzko, muzeum motoryzacji przy zamku Topacz, zabytkowa papiernia w Dusznikach-Zdroju, Dolina Pałaców i Ogrodów oraz zatoka Gondoli we Wrocławiu). Na targach w Sankt Petersburgu wydawnictwo zrobiło furorę. Rosjanie byli mile zaskoczeni, że obsługa stoiska płynnie mówi po rosyjsku. Na co dzień pierwsza z tych osób odbywa staż w biurze DOT i zasypuje rosyjskie portale społecznościowe informacjami o Dolnym Śląsku, drugą osobę skierowało na stoisko jedno za wrocławskich biur podróży.
- Władze obwodu leningradzkiego są zainteresowane współpracą z Dolnym Śląskiem, o czym świadczy m.in. wizyta na naszymi stoisku wicegubernatora tego obwodu, Aleksandra Walentinowicza Kuzniecowa - mówi dyr. Papiernik. - Współpracę chce nawiązać też Instytut Kultury Obwodu Kaliningradzkiego z przedstawicielami fundacji Doliny Ogrodów i Pałaców Kotliny Jeleniogórskiej. W workshopie w polskim konsulacie generalnym, który zorganizowaliśmy dzięki życzliwości konsula generalnego, pana Piotra Marciniaka, na spotkanie biznesowe z przedstawicielami naszych biur podróży przyszło ponad 30 Rosjan z miejscowych biur podróży. Rosjanie bardzo się więc Dolnym Śląskiem zainteresowali. Chcą przywozić tu zarówno młodzież na wycieczki objazdowe (np. Wrocław – Praga – Berlin), jak i klientów w średnim wieku do naszych SPA i uzdrowisk. Mamy nadzieję, że uda się zainteresować Rosjan też ofertą biznesową (w tym celu powołaliśmy Convention Bureau Dolny Śląsk). To się może nam udać, bo jesteśmy atrakcyjni – oferujemy w ośrodkach (są to m.in. pałace) najwyższy komfort przy takiej cenie, która dla Rosjan nie jest wysoka. A to dlatego, że Moskwa i Sankt Petersburg należą do najdroższych miast świata. Z tego powodu rosyjskie wycieczki tak lubią odwiedzać nasze sklepy.
- Rosjanie? Najlepsi klienci – mówią w sklepach z pamiątkami we Wrocławiu. - Wydają dużo i chętnie. Mają radość z kupowania.
Problemem jest jedynie odległość. Do Sankt Petersburga część uczestników dolnośląskiej misji turystycznej poleciała samolotem. Niestety, z Niemiec. Ideałem byłyby połączenia z Wrocławia, i jest to możliwe. Jeden z przewoźników (tych tańszych) lata do fińskiego lotniska oddalonego od Sankt Petersburga o ok. 150 km. Rosjanie mówią, że dla nich to żadna odległość. Wizy też nie są, jak się okazuje, problemem. Wystarczy, żeby loty odbywały się cztery razy w roku: na prawosławne Boże Narodzenie, długi majowy weekend, w czerwcu (wtedy są białe noce, o zobaczeniu których marzy wielu Dolnoślązaków) i latem. Obecnie lot z Wrocławia do Sankt Petersburga via Niemcy to spory koszt. Nie mówiąc o kłopocie.
DOT myśli nie tylko o rozkręceniu rynku rosyjskiego. Skoro Dolny Śląsk jest interesujący dla Anglików, to dlaczego nie zainteresować nim Amerykanów? Sporo ich stacjonuje w bazach w Niemczech, ponadto lubią Pragę, a z Pragi do Wrocławia to już żadna odległość, gdy się pokona ocean. I jeszcze jedno: nie ma większego rynku turystyki konferencyjnej, jak amerykański. Temu tematowi poświęcone są targi eventowe w Las Vegas. DOT się tam wybiera, ale to zależy od zainteresowania branży turystycznej.
Marek Perzyński